Muzyka

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 14

Wszyscy spoglądali z niedowierzaniem na sylwetkę blond-kobiety, która wolnym krokiem chodziła po salonie. Na jej twarzy na malował się delikatny uśmiech. Podeszła do krzesła i chwyciła ręką za jedną nogę, szybkim ruchem sprawiając, że już po chwili była ona oderwana od owego mebla. Ze spuszczoną głową podeszła do stojącego Damona, który nic nie podejrzewając, tak samo jak reszta zgromadzonych, przypatrywał się jej z wielkim zaciekawieniem. Lexy stanęła na przeciwko starszego Salvatore'a i bez zastanowienia, wbiła mu drewniana nogę od krzesła w brzuch. Damon krzyknął z bólu i osunął się na ziemię.
- Jak miło popatrzeć - przyznała, siadając na fotelu i dopijając Whisky ze szklanki bruneta. 
- A mnie miło jest leżeć - zawył starszy Salvatore, podejmując się próby wyjęcia kołka ze swojego ciała i rzucając nim w kąt. 
- Lexy, skąd ty tutaj... - zapytała Elena, lecz blondynka weszła jej w słowo.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie pewna osoba - uśmiechnęła się szeroko w stronę Bonnie, która nieśmiało odwzajemniła uśmiech. Głowy zebranych odwróciły się w jej stronę. - Podczas, kiedy Caroline próbowała wyciągnąć duszę Bonnie, ona wahała się pomiędzy żywymi a zmarłymi istotami nadprzyrodzonymi. Wtedy spotkała się ze mną. Luka w naturze pozwoliła, aby zabrała ze sobą jedną duszę, która nie została przydzielona do odpowiedniej dla niej grupy. Coś takiego jak piekło i niebo dla ludzi - wstała z kanapy i podeszła do okna, stojąc do wszystkich tyłem..
- Ty nie byłaś przydzielona. Dlaczego? - odezwał się Stefan. Widać było, że w dalszym stopniu jest zaskoczony nagła wizytą swojej zmarłej przyjaciółki.
- Nie zrobiłam do końca tego, co miałam zrobić - wzruszyła ramionami i odwróciła się twarzą do wszystkich.
- W takim razie, zaczynamy akcję "Pomóc Lexy w dokończeniu jej zadania"! - krzyknęła Elena. - Punkt pierwszy, dzikie piżama party - uśmiechnęła się przekonująco, opierając swoje dłonie na talii.
- Nie mamy stanowczo za dużo problemów, aby teraz imprezować? - spytała Caroline. Nie była uradowana z tego powodu, że wyzwoliła swoja moc.
- Oh, Caroline! - krzyknęła łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia. - Piżama Party rozpoczynamy w Mystic Grill za dziesięć minut. Chcę widzieć wszystkie! - brunetka wraz z wampirzą-czarownicą zniknęła na ganku posiadłości Salvatorów. Lexy cicho zachichotała. 
- Widać, że odkąd jest wampirem, jest bardziej pewna siebie. To jej służy - przyznała.
- Ale stała się też nieznośnie uparta i wybredna - zawtórował jej Stefan.
- Czy wy nadal... - Długo nie było blondynki wśród znajomych, toteż nie mogła być o wszystkim informowana.
- Nie - odpowiedział jej szybko i krótko. Chciał uniknąć tego tematu, lecz z Lexy było to niemożliwe.
- Niech zgadnę, Damon? - uniosła jedną brew, patrząc krzywo na bruneta, który schodził właśnie na parter, prawdopodobnie ze swojego pokoju. Dziewczyna nie czekała na odpowiedz, bo znała ja bardzo dobrze.  - Ok, w takim razie ja idę do dziewczyn, jeszcze mnie zabiją, znowu - podkreśliła ostatnie słowo tak, aby Damon na pewno je usłyszał i opuściła mieszkanie Salvatore'ów.

*
- Nie, Eleno, nie chcę kolejnego drinka - protestowała Caroline. Według niej dwie szklanki Whisky to za dużo, a chciała być trzeźwa.
- Nie dramatyzuj. Pij - sobowtór podstawił jej pod nos kolejną szklankę z trunkiem. Blondynka westchnęła. Nie miała zamiaru się z nią kłócić.
- Co pijemy? - zapytała Lexy, siadając obok dziewczyn.
- A gdzie Bonnie? - zapytała Caroline.
- Nie wiem, myślałam, że jest z wami
- A my myślałyśmy, że z tobą - wtrąciła Elena. - No nic, zadzwonię do niej - brunetka sięgnęła do swojej torebki, chcąc wyjąć swój telefon.
- Daj spokój. Widocznie nie chce - rzuciła Lexy. - Jak będzie chciała, to przyjdzie - uśmiechnęła się, na co wampirzyca wzruszyła ramionami i wzniosła toast za przyjaźń.

*
- Jeżeli znów masz jakiś chory plan to wiedz, że ci nie pomogę - rzekła beznamiętnie Bonnie, siedząc na kanapie, bacznie obserwując mężczyznę chodzącego po pokoju.
- To przez ciebie wyzwoliła moc! To przez ciebie, bo musiała tobie pomóc. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem cię wtedy rozszarpać. Nie wiesz, przez co ona będzie teraz przechodziła! - wrzasnął Klaus, uderzając pięścią w stół.
- Miała wybór, albo ratować mnie, albo zostawić. A ty? Co być wybrał, gdyby na moim miejscu była Caroline, a na jej ty? To samo - syknęła.
- Tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie, nie zmieniaj tematu! - gotowało się w nim dosłownie wszystko. - Teraz to ty jej pomożesz. A kiedy przyjdzie co do czego i będzie chciała kogoś zabić, ty będziesz moją tarczą. Bez magii. Osłonisz mnie całą sobą - wycharczał jej do ucha, na co dziewczyna wzdrygnęła się.
- Skoro tak, to jak jej później pomogę?
- Kochana, mam mnóstwo czarownic, które są zdecydowanie lepsze i silniejsze od ciebie - zaśmiał jej drwiąco.
- To dlaczego mnie każesz jej pomagać, jeśli znasz lepsze?! - tym razem to Bonnie podniosła ton, wstając z kanapy.
- Bo to ty jesteś temu wszystkiemu winna i ty za to zapłacisz - mówił, stojąc do niej plecami i nalewając sobie przeźroczystego trunku do szklanki.
- Zależy ci tylko na ochronie samego siebie. Boisz się tego, że jest w końcu ktoś silniejszy od ciebie - powoli podeszła do Pierwotnego. - Ktoś, kto może ciebie zabić!
- Wyjdź! - wskazał ręką na drzwi, a mulatka opuściła dom w mgnieniu oka. Klaus wiedział, że robi to wszystko dla Caroline, nie dla swojej ochrony. Zależało mu na tym, aby nie cierpiała. Ale czy dobrze zrobił, mieszając w to jej przyjaciółkę?

__________________________________________________
 
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam za zwlekanie z dodaniem rozdziału. W tamtym tygodniu byłam na nieplanowanym wyjeździe, o którym dowiedziałam się 3- minut przed wyjazdem. Tak, ciocia namawiała mnie, abym do niej pojechała ;-;
Miałam dodać ten rozdział na początku tego tygodnia, bo miałam wrócić w piątek, ale tak wyszło, że wróciłam w niedzielę wieczorem do domu. W poniedziałek przyjechała moja druga ciocia z małą kuzynką i przez 2 dni musiałam się nią zajmować. W środę miałam lenia, z resztą dzisiaj też, ale musiałam to napisać, bo wiem,że czekacie i już pytacie się mnie na GG o rozdział.
Wybaczcie, że jest taki krótki, ale kompletnie nie mam weny i nie wiem, co napisać. Jeżeli ktoś ma jakiś pomysł, możecie napisać mi go na GG lub na e-mail. Wszystko w zakładce "Kontakt" :)

I jeszcze jedno pytanie - czy chcecie zakłądkę "Skargi/Prośby" ? Moglibyście tam pisać, co chcielibyście, aby się wydarzyło w następnym rozdziałach albo skarżyć się na jakość, ilość czy też czas ich dodawania xD Chcielibyście takie coś?

Mnie osobiście rozdział się nie podoba, ale nie mam pomysłu na inny.
Ostatnio coś w ogóle mój zapał do Klaroline zmalał (baaaaardzo zmalał). Czuję, że teraz ta para jest dla mnie obojętna, tak samo jak Delena, Stelena czy Mabekah. Mam nadzieję, że wraz z nowym sezonem TVD to wróci :(
Mam teraz fazę na coś innego. Dziękuję Ci, Ala :D

Liczyłabym na komentarze, bo coś teraz krucho się robi i jest ich coraz mniej. Przeczytałaś? Skomentuj. To mnie motywuje i daje siłę do dalszej pracy. Wyraź swoja opinie o nowym rozdziale! :) 

CZYTASZ? = SKOMENTUJ! 

Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3 
Masz rady? Zobaczyłeś błąd w pisowni? Napisz! Pomaga to w doskonaleniu bloga :)
 Jeżeli macie jakieś pytania lub pomysły na kolejne rozdziały, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)



Xoxo, Oliwia

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 13

 - No, dalej! Zabij mnie! - wycharczała Caroline, patrząc z pogardą na Alodię. Blondynka przymknęła powieki, biorąc ostatni wdech. Była przygotowana na wszystko.
- Nie, Caroline - mówił Klaus ochrypłym głosem. Wampirzyca spojrzała na niego, uśmiechając się słabo.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała. - Zobaczysz - Pierwotny nabrał powietrza do płuc. Po jego policzku spłynęła łza.
- Kocham cię, Caroline - powiedział czule. - Pamiętaj - serce dziewczyny zabiło mocniej, a usta lekko się rozchyliły.
- Co? - wydukała w stronę mężczyzny.
- Kocham cię i ty dobrze o tym wiesz - powtórzył. Wampirzyca spojrzał na Alodię, która tępo się uśmiechała, jakby śmiała się z tej sceny.
- Jakie to...romantyczne. Wyznanie miłości w obliczu śmierci - zaśmiała się. Blondynkę ogarnęła wściekłość z powodu Alodii. Czy właśnie Klaus wyznał Caroline miłość? Nie sądziła, że jest zdolny do jakiegokolwiek uczucia. Bezwzględny morderca z miękkim sercem, zakochany w młodej wampirzycy. W tym momencie Caroline postanowiła walczyć. Nie chciała poddać się tak łatwo. "Jestem przecież wampirzą-czarownicą, do cholery! Ja nie poddaję się ot tak!" Skarciła siebie w myślach. Alodia wzięła potężny zamach i nim kołek zdążył przebić jej skórę, upadła na ziemię głośno krzycząc. "Czy to ja?" Pomyślała. Nie zrobiła nic, a kobieta leżała przed nią i zwijała się z bólu. Do pomieszczenia weszła Bonnie, wymawiając jakieś zaklęcie. Za nią był Stefan, a Elena stała w progu. Młodszy Salvatore wskazał na Klausa, co miało oznaczać, aby Caroline go uwolniła. Bez zastanowienia pobiegła w jego stronę, jednym ruchem zrywając łańcuchy. Pomogła mu wstać i podeprzeć się na niej.
- Caroline, musisz mu dać swojej krwi. On jest na skraju wyczerpania - powiedział Stefan. Wiedział, ile to będzie jej kosztować. Wymiana krwi była czymś bardzo intymnym.
- Ale potem ja będę musiała wziąć jego. Stefan, to...- przyjaciel urwał jej w połowie zdania.
- Wiem, ale to konieczne - Caroline jęknęła, patrząc to na bruneta, to na Klausa, który miał w połowie przymknięte powieki i pot na twarzy. Westchnęła głośno i oparła go o ścianę, kucając przed nim. Podwinęła rękaw od bluzki. Chwilę się zawahała, ale chwyciła go delikatnie za głowę.
- Pij - wyszeptała, przykładając swój nadgarstek do jego ust.
- Caroline, nie musisz...
- Pij. Jesteś osłabiony. Musisz się pożywić - powiedziała błagalnie. Pierwotny spojrzał na nią, a ta pokiwała głową. Złapał ją delikatnie za rękę i przybliżył ją do siebie, dotykając ją swoimi ustami. Caroline przeszedł przyjemny dreszcz. Poczuła, jak jego kły wbijają się w jej skórę, a krwi powoli ubywa. Dziewczyna. cicho syknęła z bólu. Wymiana krwi działała pobudzająco na wampiry, ale byłą też oznaką zaufania i stałości uczuć. Dla Caroline znaczyło to coś, ale na pewno nie tylko, co dla Klausa. Jeszcze nie dawno wyznał jej miłość, a teraz karmi się jej krwią. Kiedy on się pożywi, będzie musiała wypić jego krew, by jad wilkołaka opuścił jej organizm. Mieszaniec odsunął jej nadgarstek od twarzy.
- Dziękuję - wyszeptał. Jego twarz nabierała kolorów, a ciało sił. Z transu Caroline wyrwał donośny krzyk. Odwróciła się za siebie. Wszyscy jej przyjaciele leżeli na ziemi, a Bonnie nadal starała się wykonywać zaklęcie, mówiąc coraz głośniej. Z jej nosa leciała stróżka krwi. Spojrzała na Alodię. Jej twarz pociemniała, żyłki ujawniły się, ale to nie była wampirza twarz. Różniła się, była inna. Miała czerwone oczy, ale tylko tęczówki, a włosy delikatnie falowały. Biło od niej światło, które raziło wszystkich.
- Co się ze mną dzieje?! - wykrzyczała. Wiedźma Bennett atakowała ją zaklęciem, a Alodia odpierała ataki, zużywając tym samym swoją moc. Wampirza-czarownica wykrzywiła usta w bólu. Całe jej ciało zaczęły pokrywać ciemne żyły, a skóra starzała się. Caroline przypatrywała się temu wszystkiemu z przerażeniem. Alodia z hukiem upadła na ziemię, robiąc się ciemna, jak wampir przeszyty kołkiem. Wydała z siebie ostatnie tchnienie, a moc całkowicie ja opuściła. Umarła.
- Bonnie - krzyknęła Caroline, podbiegając do przyjaciółki, która zemdlała. - Bonnie - delikatnie nią potrząsnęła. Przyłożyła dwa palce do szyi, próbując znaleźć tętno. Było ledwo wyczuwalne. - Nie, nie, Bonnie! - po jej policzku pociekły łzy. - Nie umieraj, proszę!
- Caroline, co się dzieje? - Elena szybko znalazła się przy klęczącej blondynce.
- Jej tętno zwalnia. Ona umiera - mówiła przez łzy.
- Caroline, jesteś wampirzą-czarownicą, użyj magii - wyszeptała brunetka. - Ona umrze
- Elena, ja...- spojrzała na umierającą przyjaciółkę. - Nie wiem, co mam robić
- Przynieśliśmy księgę w razie czego. Bonnie o to zadbała - powiedział Stefan, dając ją Caroline do ręki. Nie pewnie znalazła odpowiednie zaklęcie.
- Nie wiem, czy potrafię - szeptała, a jej głos załamywał się.
- Ja w ciebie wierzę - powiedział Klaus, opierający się o ścianę. Siły mu wróciły. Uśmiechał się do niej. Blondynka pokiwała głową, wzięła głęboki wdech i położyła ręce na klatce piersiowej Bonnie.
- Restituo ex interitum volo, iterum vivere cupio - wymawiała zaklęcie. Nie czuła żadnych zmian, żadnej mocy, ale uparcie próbowała. - Restituo ex interitum volo, iterum vivere cupio - zmarszczyła czoło i opuściła ręce. - To nic nie da. Nie potrafię! - krzyknęła. Wstrząsnęła nią kolejna fala łez.
- Caroline skup się, ona umiera, musisz jej pomóc - sobowtór poklepał ja po ramieniu, dodając otuchy. Wampirzyca ponownie wzięła głęboki wdech.
- Restituo ex interitum volo, iterum vivere cupio. Restituo ex interitum volo, iterum vivere cupio - na jej rękach pojawiły się ledwo widoczne żyłki. Czuła mrowienie w rękach, jednak nie przestawała wymawiać zaklęcia. Jej twarz lekko poszarzała. Raptem zerwał się silny wiatr, a małe okienko otworzyło się. Każde słowo wymawiała coraz głośniej, maksymalnie skupiając się na zaklęciu. Bonnie drgnęła.

~~~~~
Ciemność. Z prawej strony otaczała ją ciemność, a z lewej światło. Przez to światło widziała miejsce, w którym jeszcze niedawno Caroline była więziona. Jej przyjaciele schylali się nad jej półżywym ciałem. Można było zauważyć, że Elena uroniła łzę. Jedną, dwie, kilka... Bonnie rozejrzała się wokoło siebie. Po ciemnej stronie zauważyła w oddali postać. Szła do niej, uśmiechała się. Bennett przypatrywała się kroczącej osobie z uwagą, próbując rozczytać rysy twarzy.
- Lexy - wyszeptała, łapiąc ją odruchowo za ramię. Poczuła ją.
- Wahasz się pomiędzy żywymi a światem umarłych. Twoi przyjaciele próbując cię wydostać z mroku. Luka w naturze
- Do czego zmierzasz? - mulatka zmarszczyła czoło.
- Jesteś po obu stronach naraz. Korzystając z luki świata nadprzyrodzonego, możesz sprowadzić jedną duszę - odsunęła się na bok, a za jej plecami ukazał się tłum nadprzyrodzonych dusz, patrzących na nią błagalnie. Bonnie szukała wzrokiem babci, nie widziała jej. Lexy zauważyła to. - To jest neutralna strona. Ci wszyscy czekając na wyrok i swój przydział, dlatego możesz ich wydostać. Twoja babcia już została przydzielona do tej lepszej strony, nie musisz się o nią martwić - Wiedźma westchnęła. Może zabrać ze sobą jedną duszę, ale którą? Nie potrafiła się zdecydować. - Caroline wyciąga cię z tej strony. Masz kilka sekund na zdecydowanie - ponagliła ją. Ciemna strona zaczęła jaśnieć i się zamazywać. Dłużej nie zwlekając, złapała Lexy za rękę, nim obraz całkowicie się rozproszył...

~~~~~
Gwałtownie nabrała powietrza do płuc, zmieniając pozycję na siedzącą. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszyscy odetchnęli z ulgą wiedząc, że udało ją się uratować. Caroline miała zmartwioną minę. Nie z powody Bonnie. Wyzwoliła moc. Instynkt morderczy niedługo się w niej odezwie. A wtedy...wszyscy umrą. Klaus wstał i podszedł do zapatrzonej blondynki, przytulając ją do siebie. Ta, niewiele myśląc, przyciągnęła go bliżej do siebie, przymykając oczy i pozwalając sobie na chwile beztroski. Pierwotny uśmiechnął się lekko do siebie, wdychając rumiankowy zapach jej włosów. Po policzku wampirzej-czarownicy spłynęła łza. Kiedy zorientowała się, kto ją przytula, odsunęła Klausa od siebie, odwracając się do niego plecami.
- Co się stało? - zapytał, kładąc jej rękę na ramieniu, którą strąciła, obracając ku niemu twarz.
- Wyzwoliłam moc - fala łez zalała jej zaróżowione policzki. - Wiesz, co to znaczy? - z jej ust wydobywał się niewyraźny bełkot.
- Więc. Pomogę ci z tym - mówił, ujmując jej nadgarstki. Drugą ręką zmusił ją do spojrzenia, podtrzymując jej podbródek.
- Nie! - krzyknęła. - W tym problem, że będę chciała zabić ciebie! Nie rozumiesz? - patrzyła na niego błagalnym wzrokiem.
- Dlatego chcę ci pomóc - jej słowa dały mu satysfakcję. Zależało jej na jego życiu, nie chciała jego śmierci i chciała chronić go przed samą sobą. Uśmiechnął się w duchu pomimo tego, że obecna sytuacja nie bawiła go.
- Nie chcę ryzykować. Proszę - wyszeptała. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, kiedy nie będę nad sobą panowała - ujęła jego twarz w dłonie, patrząc w jego oczy. - Zrozum - wyraźnie, ale cicho akcentowała każda literę. Klaus kiwnął delikatnie głową, zdejmując jej dłonie z policzków, by ując je w swoje dłonie.
- Dobrze, rozumiem. Twój wybór. Ale wiedz, że jeżeli coś będzie się działo, nie zawaham się ci pomóc - zauważył, że próbowała coś powiedzieć, lecz jej przerwał, przegryzając swój nadgarstek i podsuwając go Caroline. Z początku nie wiedziała, o co chodzi, ale przypomniała sobie. Dała mu swoją krew. Z lekkim zawahaniem złapała go za rękę i wbiła swoje kły. Życiodajny płyn rozprzestrzenił się po jej ciele. - Nie zależnie od tego czy będę mógł zginąć. Pamiętaj, że dla mnie liczysz się tylko ty - dokończył zdanie. Blondynka oderwała się i otarła kąciki ust z czerwonej cieczy, a Klaus delikatnie musnął jej policzek i w wampirzym tempie pognał prosto do swojej rezydencji, zostawiając zdezorientowaną Caroline w pomieszczeniu. Mimowolnie dotknęła swojego policzka, lekko się uśmiechając. Z zamyślenia wyrwał ją głos.
- A co z Tylerem? - spytała Bonnie, zawzięcie dyskutując z resztą przyjaciół. Blondynka podeszła do nich wolnym krokiem.
- Alodia go zahipnotyzowała. Kazała mu się zabić, kiedy nas wykończy. Nie zrobiła tego, ale na bank miała drugi plan - powiedziała smutno. Wiedźma przytuliła wampirzą-czarownicę do siebie.
- Dziękuję ci. Przeze mnie musisz teraz cierpieć - wyszeptała jej koło ucha. Odsunęła ją na długość ramion.
- Poradzę sobie - uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy do pensjonatu, Bonnie musi odpocząć - zaproponowała Elena i podreptała w kierunku mieszkania Salvatorów, a reszta za nią.

*
- Nie potrzebuje odpoczynku - Bonnie protestowała, kiedy chcieli przykryć ja kocem.
- Ale lepiej będzie dla ciebie - zapewniał ją sobowtór. Caroline przyglądała się temu zdarzeniu z przedpokoju. Nagle rozbrzmiał dźwięk jej telefonu. Dostała sms-a. Od Tylera. Pośpiesznie odblokowała komórkę i otworzyła wiadomość.

Od: Tyler
17:43
Wyjeżdżam z miasta, nie szukaj mnie, nie martw się ani nie dzwoń.
Tyler.

Wampirza-czarownica zmarszczyła czoło i wybrała jego numer telefonu.
- Przepraszam. Nie ma takiego numeru - odezwał się głos w słuchawce. "Jak to nie ma? Sekundę temu wysłał sms-a". Pomyślała. Później do niej dotarło. Zniszczył kartę. To był awaryjny plan Alodii. Wyjechać bez kontaktu, jeżeli coś pójdzie nie tak.
- Tyler napis - mówiła, a jej głos załamywał się.
- Co napisać? - rzuciła Elena.
- Że wyjeżdża. Zniszczył kartę. To był plan "B"Alodii. Co jeszcze może nas zaskoczyć? - zapytała retorycznie.
- Może ja? - wszyscy się odwrócili. W progu ujrzeli opierająca się blondynkę ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
- Lexy - wyszeptał Stefan, patrząc na nią z niedowierzaniem.

__________________________________________________
 
13 rozdział za mną. Myślę, że spodobał wam się tok wydarzeń i wprowadzenie z powrotem Lexy do gry :)

Liczyłabym na komentarze, bo coś teraz krucho się robi i jest ich coraz mniej. Przeczytałaś? Skomentuj. To mnie motywuje i daje siłę do dalszej pracy. Wyraź swoja opinie o nowym rozdziale! :) 

CZYTASZ? = SKOMENTUJ! 

Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3 
Masz rady? Zobaczyłeś błąd w pisowni? Napisz! Pomaga to w doskonaleniu bloga :)
 Jeżeli macie jakieś pytania lub pomysły na kolejne rozdziały, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)

Jeżeli chcesz być na bieżąco, wiedzieć wszystko o swoich ulubionych aktorach a TVD, zajrzyj TUTAJ.

Xoxo, Oliwia

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 12

 Zaparkował tuż przed pensjonatem Salvatorów. Nie dbał o to, że równo czy nie, w pośpiechu opuścił pojazd, pukając w drzwi. Otworzył mu Stefan, przybierając grobowy wyraz twarzy. Gestem ręki zaprosił go do środka. Klaus bez zastanowienia podreptał do salonu, zastając tam wszystkich.
- Macie jakieś wieści? - zapytał beznamiętnie. Prawdę mówiąc, to pytanie było dla niego bardzo ważne. Gdzie ona teraz się znajduje? Co czuje? Z kim jest?
- Niestety, nie. Bariera uniemożliwia działanie czarów. Nie da się jej nawet zlokalizować - szepnęła Bonnie.
- Skoro ta wiedźma nie potrafi sobie poradzić z prostym czarem, pójdę do innej - warknął zdenerwowany Pierwotny. - I znajdzie sposób jak można zabić tą wampirze-czarownicę. Mnie się nie udało. Nie wiem, gdzie popełniłem błąd. Macie godzinę - rzucił na odchodne i trzasnął drzwiami, ponownie udając się do swojego samochodu.

*
- Bourbon Street - mruknął do siebie. Ulica jak zawsze była zatłoczona, gdyż znajdowała się najbliżej rynku - głównego miejsca spotkań ludzi. Kiedy przedarł się przez tłum, stanął pod szarą kamienicą, gdzie mieszkała znana mu czarownica - Eleonora. Miała co najmniej 70 lat, ale trzymała się jak mało kto. Jak do tej pory nie zawiodła Pierwotnego, także tym razem również na to liczył. Podszedł do dzwonka. Rozległ się dźwięk. Po chwili  otworzyła mu młoda kobieta, koło 20.
- W czym mogę pomóc? - spytała melodyjnym głosem, który był podobny do głosu Caroline. Marzył tylko o tym, ale spotkać się z ta przeklętą wiedźmą i ją uratować.
- Zastałem może Eleonorę? - zapytał najgrzeczniej, jak potrafił.
- Musi mi pan wybaczyć. Odkupiliśmy od pani Eleonory ta kamienicę. Nie mieszka tu od dobrych kilku miesięcy - popatrzyła błagalnie na Klausa. Nie potrafiła mu pomóc.
- Gdzie ją mogę znaleźć? - starał się opanować złość.
- Ja nie...- nie zdążyła dokończyć, gdyż Mieszaniec złapał ją za gardło i docisnął do ściany.
-  Gdzie ona jest?! - wysyczał, hipnotyzując kobietę.
- N-nie wiem - bała się. Oddychała szybko. Przymknęła powieki. Pierwotny zaklął pod nosem.
- Zapomnij o tym - wyszeptał i wepchnął ją w głąb mieszkania, zostawiając oszołomioną kobietę samą.

Był już przy samochodzie. Zdenerwowany nie potrafił włożyć kluczyka do drzwi od samochodu.
- Może pomogę? - usłyszał głos za sobą. Zacisnął mocniej wargi, by po chwili przyduszać ową postać do ściany jednego z budynków.
- Miałaś być nieżywa! - wycharczał, coraz to mocniej przyduszając Alodię, jednak ta tylko się uśmiechała.
- Jak widzisz, nie jestem - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dlaczego jesteś w Mystic Falls? Dlaczego nie przyszłaś zabić mnie do domu? Wiem, że tylko na tym ci teraz zależy!
- Postanowiłam zagrać w grę. Najpierw pomęczę twoją słodką Caroline, a następnie ciebie. Kiedy będziesz na skraju wyczerpania, skrócę twoje cierpienie
- Gdzie jest Caroline? - drugą rękę złożył w pięść i uderzył nią o ścianę, a kawałek tynku spadł na ziemię.
- O tym dowiesz się, kiedy przyjdziesz pod ten adres - powiedziała, uwalniając się z uścisku i podając Klausowi kartkę z napisanym adresem. - Dzisiaj o dwudziestej - uśmiechnęła się kpiąco i w wampirzym tempie zniknęła z pola widzenia Pierwotnego.

*****
 - Damon, proszę cię, usiądź. Nie potrafię się skupić! - krzyknęła Bonnie, przeglądając jakąś stara księgę. - Jeżeli chcemy się dowiedzieć, jak zabić Alodię, muszę być skupiona
- Już dobrze, dobrze - podniósł ręce w obronnym geście i usiadł na kanapie. Ze swojego pokoju wyszedł Stefan z kolejna książką w ręce. Mimo sytuacji, uśmiechał się promiennie.
- Bonnie, tam niczego nie znajdziesz - powiedział, kładąc przyniesioną książkę obok czarownicy, a zabierając tą drugą.
- Fakty i mity o świecie nadprzyrodzonym? - Damon wypowiedział tytuł książki na głos. - To jakaś magiczna encyklopedia dla wiedźm? Bo sama nazwa jest jakaś dziwna, nie mówiąc już o autorze tego...czegoś - rzekł, biorą do ust trunek, który stał na stole.
- Alodia jest istotą nadprzyrodzoną, może tutaj coś będzie - wydukała Elena, biorąc owy przedmiot do ręki i kartkując go. Zmarszczyła czoło, wskazując palcem na fragment. - Wampirze-czarownice to bardzo specyficzna rasa. Nie są zależne od Pierwszych Wampirów, dlatego ich wymarcie nie jest dla nich groźne - urwała na moment, by spojrzeć na przyjaciół. - Po ujawnieniu się mocy, instynkt mordercy uruchamia się. Aby go zaspokoić, taka istota musi przeszyć Pierwotnego kołkiem. Z każdą ofiarą instynkt zmniejsza się, a moc nabiera siły...- wzięła głęboki wdech.
- Tutaj nie ma nic o broni na te paskudy! Na co nam ich opis? - zbulwersował się starszy Salvatore.
- Każda informacja jest przydatna. Dzięki temu może odnajdziemy słabe punkty Alodii - odparł Stefan, piorunując brata wzorkiem.
- Słuchajcie tego - powiedziała Bonnie, zabierając Elenie książkę. - Po nieudanej próbie zabicia wampirzej-czarownicy złość wzrasta stu-krotnie. Potrafi wymordować każdego, by się zemścić. Z tego, co wiemy, Klaus chciał ją zabić.
- Więc się mści, porywając Caroline - dodała Elena.
- I potrafi wymordować każdego, kto stanie jej na drodze - podkreślił młodszy Salvatore
- Chyba mam odpowiedni fragment - krzyknęła Bonnie. - Aby unicestwić taką istotę, należy sprowokować ją do zużycia całej swojej mocy, jaką posiada. Opadnie z sił i wyczerpania, a brak magii ją zabije - wywróciła oczami. - Jest wściekła i potężna, nie damy sobie rady - przyznała. - Jednakże legenda opowiada o drugim sposobie, który jest najpewniejszy i... - Bonnie pogładziła kartkę papieru. - Nic się więcej nie dowiemy. To stara księga, a kartka jest urwana na połowie zdania. Musimy zaryzykować - spojrzała po wszystkich, którzy wstrzymali oddech. Nie było wyjścia.

*
Minęło pół godziny, a Klaus nie wracał. Czas na znalezienie rozwiązania dawno minął.
- Bonnie, musimy sami odnaleźć Caroline. Skup się - poprosiła Elena. - Jesteś silna, przebijesz się przez barierę - poklepała przyjaciółkę po ramieniu. Czarownica kiwnęła głową i podeszła do stolika, na którym była rozłożona mapa i przedmioty należące do Caroline z poprzedniej próby zlokalizowania jej.
- Vult ostendere quod hiding ubi ponunt eam - szeptała. Z każdym razem coraz głośniej, próbując przebić się przez barierę. Pierścionek Caroline zaczął się przesuwać. Udało się. - Stara kamienica Lockwood'ów

*****
Klaus czekał na Alodię pod dużym, białym domem. Był wkurzony na kobietę. 
- Nie sądziłam, że tak szybko przyjdziesz - zaśmiała się, otwierając mu drzwi i zapraszając go do środka. Zawahał się, ale teraz liczyło się tylko życie Caroline.
- A jednak. Teraz powiedz, gdzie ona jest - obserwował każdy ruch dziewczyny. Ponownie się zaśmiała.
- Tysiąc lat i taki naiwny - Pierwotny poczuł ból w głowie. Krzyknął i złapał się za nią. Osunął się na podłogę. Przed nim stał mężczyzna. Czarodziej. Bardzo potężny, sądząc po mocy zaklęcia. Ogłuszony Klaus zemdlał.

*****
Ciemny las. Dookoła drzewa. Caroline stała na środku polany, a przed nią pojawiła się czerwonowłosa kobieta. Ta sama, która pojawiła się w jej poprzednim śnie.
- Alodia się mści. Nie jest sobą - usłyszała. Kobieta stopniowo zbliżała się do blondynki.
- Uwięziła mnie! Chce zabić Klausa! - wykrzyczała.
- To jest właśnie instynkt morderczy, Caroline - spojrzała na nią troskliwym wzrokiem.
- Czy...czy ja też taka będę? - bała się odpowiedzi na to pytanie. Wiedziała, jak ona zabrzmi, ale jednak była zaskoczona.
- Nie do końca. Ona kieruje się gniewem. Kiedy ktoś próbuje nas zabić z niepowodzeniem, jesteśmy wściekłe i nie obchodzą nas inni. Czasem są wyjątki. Możesz być wściekła i obojętna, ale nie dla tych, których szczerze kochasz i chcesz ich chronić za wszelką cenę - podeszła do Caroline i położyła jej rękę na ramieniu.
- Czyli w razie potrzeby, moim przyjaciołom nic nie grozi z mojej strony?  -zapytała z nadzieja.
- Jeżeli na prawdę i szczerze tego będziesz chciała - czerwonowłosa uśmiechnęła się.
- Jak mam się do ciebie zwracać? Jak na razie do tej pory nie znam twojego imienia - wyszeptała. Kobieta podniosła ją na duchu, więc uśmiechnęła się delikatnie.
- Mów mi Samantha - odwzajemniła uśmiech.
- Wiec, Samantho, co mam robić? Ona bez skrupułów zabije każdego - blondynka cicho westchnęła.
- Dobrze wiesz, co należy zrobić - zabrała rękę z jej ramienia, lustrując wampirzycę wzrokiem. - Użyj mocy
- Ale...ale jak? Nie powinna sama się wyzwolić? - spojrzała na nią pytająco.
- Może i sama i możesz również ty, kiedy tego potrzebujesz. Użyj jej - doradzała, chodź Caroline wiedziała, jakie niesie to za sobą skutki. Chęć wymordowania całej rodziny Pierwotnych, co za tym idzie śmierć jej przyjaciół. Ona nie była zależna od Mikaelsonów. Przeżyłaby, ale przyjaciele byli dla niej najważniejsi.
- Nie. Wtedy będę chciała zabić Pierwotnych - wyszeptała, patrząc swoimi zaszklonymi oczami na Samanthę.
- Jeżeli bardzo ci na nich zależy, będziesz potrafiła się kontrolować. Zaufaj sobie - sen zaczął się zamazywać, czerwonowłosa zniknęła.

*
Dziewczyna gwałtownie poderwała się na krześle, otwierając szeroko oczy. Znów widziała mroczną celę, ale też i słyszała czyjś płytki oddech. W kącie ktoś leżał, a cieniutkie promienie słoneczne lekko oświetlały twarz owej postaci. Wytężyła wzrok, aby odczytać rysy twarzy. Widok ją zszokował.
- Klaus? - wycharczała. Nie miała już siły. Postać poruszyła się. Mężczyzna jęknął.
- Caroline? - rozejrzał się po pomieszczeniu. Głowa potwornie go bolała. Ręce miał przykute do ściany, a sam siedział na ziemi pachnącej wilgocią. - Co się stało?
-  Nie wiem, byłam nieprzytomna - wydukała. - Co tutaj robisz? Powinieneś być w Nowym Orleanie! - pomimo tego, że nie miała siły, niemalże krzyknęła.
- Słyszałem, że Alodia uciekła i wyjechała z miasta. Domyśliłem się, że będzie chciała zemsty i to tutaj będzie chciała mnie zwabić
- Więc dlaczego przyjechałeś wiedząc, że ona chce się zemścić? - uparcie dopytywała.
- Zrobiłaby ci krzywdę. Zna moje słabe punkty i w nie uderzyła. Musiałem - wyszeptał. Caroline wpatrywała się tempo w ścianę. Przyjechał dla niej? Dla jej bezpieczeństwa? Nie chciał, aby jej się stała krzywda.
- Ona ma Tylera - powiedziała. - Zahipnotyzowała go. Jest pod jej władzą. Kiedy skończy, on ma się zabić - mówiła przez łzy. 
- Twoi przyjaciele szukają rozwiązania, ale wątpię, że cokolwiek znaleźli. Pięćset lat temu wampirze-czarownice spaliły wszystkie księgi, gdzie była mowa o ich słabych stronach i o sposobie zabicia ich.
- Więc skąd ty wiedziałeś jak ją zabić?
- Mam tysiąc lat, kochana. Ja wiem wszystko - uśmiechnął się słabo. Zamilkli na moment, słysząc znajomy odgłos obcasów. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Alodia z cwanym uśmiechem na twarzy.
- Pogadaliście sobie, a teraz przejdziemy do czynów - rozerwała wszystkie łańcuchy, którymi była przykuta Caroline. Złapała ją za kant bluzki i docisnęła do ściany, łapiąc za szyję. - Nie tylko przez zużycie magii można zabić wampirzą -czarownicę - powiedziała do Klausa, który patrzył na Caroline z wyrazem twarzy przepełnionej bólem. - Wystarczy również kołek z białego dębu i krew sobowtóra. Krew zapożyczyłam sobie od Katheriny jeszcze zawczasu - uśmiechnęła się.
- Czy krew nie powinna być od ludzkiego sobowtóra? - wycharczała Caroline.
- Najlepsze w tym jest to, że nie - nim blondynka zdążyła coś powiedzieć, Alodia mierzyła kołkiem w klatkę piersiową Caroline. - A teraz ty - spojrzała na Klausa, który próbował zerwać łańcuchy. - Popatrzysz sobie na śmierć bliskiej ci osoby. Pocierpisz, aż do momentu, kiedy cię osobiście zabiję - z powrotem spojrzała na wystraszoną Caroline. "Użyj mocy". Sen. Przypomniała sobie sen, w którym Samantha kazała jej użyć magii. Czy była na to gotowa? Liczyła się każda sekunda. Byłą coraz bliżej śmierci. Jeśli użyje magii, zabije Klausa, a jeżeli nie użyje, sama zginie. Co wybrać?

__________________________________________________
 
Tak samo - jak poprzednim razem - odcinek dodaje wcześniej. Cieszę się, że spodobał wam się ostatni rozdział, więc ten tez jest dłuższy. Coś ostatnio przyjemnie mi się pisze, więc to wykorzystuję i mam rozdziały do przodu. 


Liczyłabym na komentarze, bo coś teraz krucho się robi i jest ich coraz mniej. Przeczytałaś? Skomentuj. To mnie motywuje i daje siłę do dalszej pracy :) 

CZYTASZ? = SKOMENTUJ! 

Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3 
Masz rady? Zobaczyłeś błąd w pisowni? Napisz! Pomaga to w doskonaleniu bloga :)
 Jeżeli macie jakieś pytania lub pomysły na kolejne rozdziały, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)

Jeżeli chcesz być na bieżąco, wiedzieć wszystko o swoich ulubionych aktorach a TVD, zajrzyj TUTAJ.


Z tego bloga dowiesz się, co lubią jeść, jakie mają hobby, ulubione piosenki i co robią w wolnym czasie, oraz trochę o ich rodzinach i pracy na planie...
Serdecznie zapraszam! Możecie nawet dodawać swoje WŁASNE artykuły!! Niedługo, jak trochę blog się rozkręci, ogłoszę nabór na grafików i redaktorów :)
Komentarze na blogu mile widziane! Blog dopiero się rozkręca, a wy będziecie mogli zareklamować swoje blogi, dzięki czemu zyskacie nowych czytelników!
 



 Xoxo, Oliwia

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 11

Klaus siedział na kanapie szkicując postać zgrabnej kobiety, uśmiechając się do swojej nieskończonej jeszcze pracy. Przejechał palcami delikatnie po jej policzku, jakby sprawdzał czy aby na pewno o czymś nie zapomniał. Kiedy dotknął delikatnego papieru, jego wątpliwości się rozwiały. Była idealna. Z resztą, jak zawsze. Czy to rano lub wieczorem, kiedy jest zmęczona czy też rześka - nie było dnia, w którym jej uroda nie stawała się coraz to piękniejsza. Taka mu się podobała. Szczera do granic możliwości. Znała konsekwencje. Znała jego. Był zdolny do wszystkiego. Wiedziała, że w każdej chwili może wybuchnąć i zrobić jej krzywdę, ale zawsze mówiła otwarcie i to mu się w niej podobało. Odłożył szkicownik na stół i podszedł do barku, aby nalać sobie Whisky do szklanki. Jednym haustem opróżnił jej zawartość. Nalał sobie kolejną porcję, lecz nie zdążył jej wypić, gdyż usłyszał dzwonek do drzwi. Z jego ust wydobył się cichy jęk. Chwycił za klamkę, a drzwi otworzyły się szeroko. W progu stał zdyszany James.
- Mamy problem - wydusił z siebie. Wszedł do rezydencji Pierwotnego i usiadł na kanapie, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. Klaus przypatrywał mu się ze zdziwieniem.
- Mów. Co się stało? - niemalże krzyczał. Nie lubił być przetrzymywanym w niepewności.
- Trumna... - urwał. Bał się, że Klaus go zabije.
- Powiesz w końcu czy będę musiał wyjąć to z ciebie siłą?! - podszedł, łapiąc go za kant bluzki i przyciskając do ściany. Kipiał złością.
- Alodia...trumna jest otwarta, nie ma jej - wyszeptał. Zacisnął mocno powieki, szykując się na ciosy, lecz Pierwotny odstawił go na ziemię, odchodząc od niego. Zaśmiał się pod nosem.
- A więc tak chce się bawić ta suka - nalazł sobie Whisky do szklanki i upił z niej jeden łyk. - Dobrze, niech jej będzie. Wyślij kilka hybryd. Niech przeszukają miasto - zwrócił się do James'a, który skinął głową i w wampirzym tempie opuścił mieszkanie Mieszańca. Kiedy ten wyszedł, Klaus ze złości zrzucił wszystkie rzeczy znajdujące się na stole.
- Niech to szlag!

*
Caroline ocknęła się ze strasznym bólem głosy. Chciała się za nią złapać, ale każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiaj jej ogromny ból. Odszukała jego źródło. Była przywiązana linami nasączonymi werbeną do krzesła. Nie wiedziała, co się stało. Pamiętała jedynie ciemność przed czami, kiedy opuściła pensjonat Salvatorów.
- Hej! Jest ktoś tutaj? - krzyczała słabym głosem.Odpowiedziała jej cisza. Chciała krzyknąć jeszcze raz, lecz usłyszała stukanie obcasów.
- Nie krzycz złotko, bo jeszcze cię usłyszą - powiedziała kpiącym głosem kobieta starająca się otworzyć drzwi od celi, w której przebywała blondynka. Kiedy tylko przekroczyła próg i znalazła się w pomieszczeniu, Caroline rozpoznała ją.
- Alodia - wyszeptała. Z tego, co jej było wiadomo, Klaus kazał ją zabić, a teraz, jak gdyby nigdy nic, stoi przed nią z szyderczym uśmieszkiem. - Co tu się dzieje? Ty nie żyjesz! - wyrywała się, próbowała wydostać, ale na darmo. Kobieta uklękła przed nią.
- Nie wyrywaj się, to nic nie da. Sznury są wzmacniane. Ja chcę tylko zemsty - mówiła beznamiętnie.
- Jakiej zemsty?! - dziewczyna nie kryła oburzenia.
- Jak zapewne wiesz, Klaus wydał polecenie zabicia mnie. Aby zabić wampirzą-czarownicę jest tylko jeden sposób. No, jak widać, wszystko ma jakieś luki - zaśmiała się. - Teraz pora na zemstę - wstała i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu z rękami założonymi na piersi.
- Co chcesz zrobić? - wampirzyca uparcie dopytywała się. Bała się swojego sojusznika, który chciał zemsty.
- Hmm...może zwabię Klausa do miasta, powiem mu, że mam ciebie. Założę się, że będzie chciał cię uratować. Mylę się? - odwróciła się w stronę Caroline. Ta nie odpowiedziała, więc kontynuowała. - Jak już tu będzie, zamknę go w lochach, poddam torturom, a na koniec... - urwała, jakby się zastanawiała. - Nie, to będzie niespodzianka, którą ty też oczywiście zobaczysz
- Nie uda ci się! Jesteś za słaba, Klaus cię pokona! - mówiła pewna siebie. Była zła na nią. W tym momencie chciała wstać z tego krzesła i wyrwać jej serce z piersi. - Wampirze-czarownice powinny sobie pomagać! - wrzasnęła.
- Owszem, ale nasza rasa jest specyficzna. Jeżeli kochamy, to na tyle, ile się da. Kiedy jesteśmy wesołe, śmiejemy się bez opamiętania, a kiedy jesteśmy wściekłe, potrafimy bez wahania wymordować nawet cały świat. Nasze emocje są o stokroć bardziej wzmocnione niż u zwykłych wampirów. Próbował mnie zabić, teraz ja zabiję jego - posłała jej szatański uśmiech. - A tak w sumie, kto powiedział, że mnie się nie uda? To nie ja go zabiję - wskazała ręką na drzwi. - Możesz wejść - krzyknęła, a echo rozniosło się po korytarzu. Żelazne drzwi zaskrzypiały. Wyłaniająca się z mroku postać podeszła do Alodii wolnym krokiem, gdzie padały promienie słońca przez zasłonięte żaluzje, tym samym ukazując twarz.
- Tyler ? - wyszeptała. Chwilę jej zajęło nim przetrawiła wszystkie informacje. W głowie zapaliła jej się czerwona lampka, a oczy były szerzej otwarte,  -Nie! Nie! - Caroline szarpała się na krześle. - Jakim cudem on Ci pomoże?!
- Zapomniałaś, że my tez potrafimy hipnotyzować? Jeśli to robimy, hipnoza jest o wiele bardziej skuteczniejsza i można przerwać ją tylko magią. Tyler jest tutaj, aby wykonywać wszystkie moje polecenia. Bez wahania jest w stanie przeszyć ciebie kołkiem - uśmiechnęła się. - A kiedy będzie już po wszystkim, będę kazała mu się zabić - Caroline była pewna tylko jednego - Alodia ma po swojej stronie zahipnotyzowanego Tylera, który może zrobić wszystko.
- Pozwól, że omówimy strategię w osobnym miejscu - powiedziała do chłopaka i ruszyła w głąb ciemnego korytarza, znikając za drzwiami. Mieszaniec uśmiechnął się do blondynki i również opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi za sobą.
- Nie! Nie wykorzystasz go! Nigdy! - krzyczała. Wiedziała, że ją usłyszy. Z nadmiaru stresu i werbeny, straciła przytomność.

*
- Przeszukaliśmy całe miasto, nigdzie jej nie ma - mówił James podczas rozmowy z Klausem przez telefon.
- Nie obchodzi mnie ile szukaliście, gdzie szukaliście i ilu was szukało. Do wieczora macie ją znaleźć! - poddenerwowany Pierwotny miał ochotę rzucić telefonem. Jak to nigdzie jej nie ma?
- Mieszańce patrolujące obrzeże miasta, jak i jego okolice mówią, że wyjeżdżała z Nowego Orleanu
- Jak to wyjechała? A wy jak skończeniu głupcy szukacie jej w mieście?! Skoro wiadomo, że nie ma jej w Nowym Orleanie to znaczy, że jej nie ma tutaj! - nie rozumiał zachowania swoich hybryd.
- Dowiedzieliśmy się o tym kilka minut temu, kiedy całe miasto było już przeszukane - James jak zwykle był opanowany. To jemu najbardziej ze wszystkich mieszańców można było ufać.
- Sprawdźcie, gdzie pojechała, jeżeli do dwudziestej nie usłyszę odpowiedzi, powyrywam wam wszystkim serca! - zagroził. 
- Ja chyba wiem, gdzie może ona być - powiedział półszeptem. - Zauważ, że próbowałeś ją zabić, co się nie udało. Caroline wróciła do Mystic Falls, Alodia się budzi i nagle wyjeżdża z miasta. Co, jeśli pojechała za nią? Może chce zemsty? - słowa Jamesa przyprawiły Pierwotnego o ciarki. Coś mogło stać się Caroline z jego powodu.
- Sprawdź to, ja pojadę sprawdzić - bał się tego, co może zastać w rodzinnym mieście ukochanej, ale musiał to sprawdzić. Co, jeśli jego hybryda miała rację? Caroline jest w niebezpieczeństwie.

*
- Bonnie, ile mamy czekać? - odezwała się Elena. Wszyscy stali wokół czarownicy w pensjonacie Salvatorów.
- Nie mogę jej namierzyć. Coś odpycha moją moc - mówiła mulatka, wyraźnie marszcząc czoło. - Spróbuję jeszcze raz - Skupiła się na przedmiotach należących do Caroline i mapie. Wymawiała zaklęcie, pochylając się nad stołem.
- Próbujemy już piąty raz, widocznie nie chce być znaleziona - wydukał Damon, trzymając jak zwykle w dłoni szklankę wypełnioną Bourbonem.
- Nie chce być znaleziona? W takim razie wytłumacz, co jej torebka i telefon robiły na ganku?! - krzyknął sobowtór.
- Może zobaczyła Bambiego i..- Niebieskooki machnął ręką i zniknął w swoim pokoju.
- To nic nie da - jęknęła Bonnie. Ręce jej opadły. Była bezsilna. - Z tego, co wiem, jest w miejscu chronionym tarczą. Żadne zaklęcie nie działa
- Kto ją mógł porwać? - Elena złapała się za głowę. - I gdzie jest Tyler? Nie widziałam go od czasu, kiedy Caroline wyjechała, nie mówiąc gdzie - zestresowana usiadła na kanapie. Stefan nalazł jej trunku i podał. Podziękowała skinieniem głowy.
- Też nie widziałem Tylera...
- Dobra, my rozmawiamy o Tylerze, a to Caroline nas potrzebuje! Ktoś może jej zrobić krzywdę, o ile już nie robił! - brunetka z hukiem odłożyła pustą szklankę na stół. - Później się nim zajmiemy.
- Nie chcę być niegrzeczny - Damon wyłonił się zza drzwi. - Radziłbym spytać naszą kochaną hybrydę. Może on coś będzie wiedział - Bonnie popatrzyła na niego kpiąco. Nie lubiła, kiedy jakaś sprawa dotyczyła Klausa, a w szczególności nie lubiła go pytać o cokolwiek. - Ale to tylko rada - podniósł ręce w obronnym geście, patrząc na czarownicę i ponownie zniknął w pokoju. Stefan popatrzył na dziewczyny. Elena skinęła głową.
- Spróbujmy

*
Klaus był już w połowie drogi do Mystic Falls, kiedy rozbrzmiał dźwięk jego telefonu.
- Stefan! - powiedział udawanym radosnym tonem. - Co mogę dla ciebie zrobić, bracie?
- Dla mnie nic. Mam tylko jedno pytanie - powiedział obojętnie.
- Mów, proszę
- Kiedy ostatnio widziałeś Caroline? - serce mu zamarło. Czyli jednak coś się stało? W duchu miał nadzieję, że to tylko złudzenie.
- Czy coś się stało, że pytasz? - starał się mówić beznamiętnie, jak to on.
- Właśnie w tym problem. Wczoraj od nas wyszła i nie wróciła do domu. Pani szeryf dzwoniła, a na ganku zostały jej rzeczy. Pomyśleliśmy...znaczy Damon pomyślał, że jest może teraz z tobą, chodź nie wydaje mi się, aby zostawiła swoje rzeczy i na dodatek w takim miejscu - Klaus przez chwilę zamyślał się, próbując zrozumieć to, co powiedział Stefan. Nabrał powietrza do płuc. - Nie potrafimy jej znaleźć, coś odpycha moc Bonnie - ciągnął swoją wypowiedź. - Jeżeli nie ma jej z tobą, to mamy problem - Pierwotny minął znak, który informował, że do Mystic Falls zostało jeszcze niecałe dwadzieścia kilometrów.
- Za pół godziny będę w mieście. Nie róbcie nic głupiego.Chyba wiem, z kim jest. Cokolwiek się stanie lub jeśli dostaniecie jakąś wiadomość, nic nie róbcie. Przetrzymuje ją wampirza-czarownica. Jedno złe zagranie i wszystkich nas zabije - ostatnie słowo wycedził przez zęby i zakończył połączenie, rzucając telefon na sąsiednie siedzenie, dociskając tym samym pedał gazu.

*
Łapczywie nabrała powietrza. Myślała, że to uprowadzenie to jeden wielki sen, ale myliła się. Głowa jej pękała a werbena potwornie paliła. Nie potrafiła się na niczym skupić, niż na bólu i ucieczce. Próbowała rozwiązać związane do tyłu ręce, co nie było wcale taką łatwą sztuką. Chciała chociaż poluzować sznury, ale bezskutecznie. Zrezygnowana jęknęła.
- Już jest prawie w Mystic Falls - usłyszała czyjś szept. To Alodia rozmawiała z jednym ze strażników, którzy pilnowali celi Caroline. - Spotkam się z nim, a następnie zwabię tutaj. Do tego czasu dalej ją pilnujcie - później słyszała już tylko odgłos obcasów i ciszę. Po chwili drzwi otworzyły się, a strażnik podszedł do niej.
- Klaus jest w drodze, wszystko będzie dobrze, nie będziesz dłużej cierpiała - mówił, głaszcząc ją po włosach.
- Idź do diabła! - wysyczała blondynka. Mężczyzna zaśmiał się i potraktował ją werbeną, wstrzykując ją w szyję. Ponownie ogarnęła ją ciemność. Zemdlała.

__________________________________________________
 
Postanowiłam, że dodam odcinek dzisiaj. Tak mnie wzięło na pisanie, że pisze kilka rozdziałów w przód. Wykorzystam to, bo później znów weźmie mnie leń xD
Specjalnie dla was - rozdział jest dłuższy! Przyznaję, że pisało mi się go dość fajnie. Postaram się, aby były mniej więcej takiej długości.

Liczyłabym na komentarze, bo coś teraz krucho się robi i jest ich coraz mniej. Przeczytałaś? Skomentuj. To mnie motywuje i daje siłę do dalszej pracy :)

 CZYTASZ? = SKOMENTUJ!
 
Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3

Jeżeli macie jakieś pytania lub pomysły na kolejne rozdziały, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)

Jeżeli chcesz być na bieżąco, wiedzieć wszystko o swoich ulubionych aktorach a TVD, zajrzyj TUTAJ.
Z tego bloga dowiesz się, co lubią jeść, jakie mają hobby, ulubione piosenki i co robią w wolnym czasie, oraz trochę o ich rodzinach i pracy na planie...
Serdecznie zapraszam! Możecie nawet dodawać swoje WŁASNE artykuły!! Niedługo, jak trochę blog się rozkręci, ogłoszę nabór na grafików i redaktorów :)
Komentarze na blogu mile widziane! Blog dopiero się rozkręca, a wy będziecie mogli zareklamować swoje blogi, dzięki czemu zyskacie nowych czytelników!
 
 
 
Xoxo, Oliwia