Muzyka

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 6

Po niespełna pół godzinnej jeździe, samochód zatrzymał się. Przez cała drogę nikt się nie odezwał. Jedyne, co można było zauważyć, co wzrok Klausa lustrujący Caroline co jakiś czasu. W pewnym momencie chciał podjąć się rozmowy, lecz powstrzymał się. Wampirzyca wysiadła z pojazdu. Okolica była cicha i spokojna. Ani jednej żywej duszy. Coś jej nie pasowało. Dlaczego Pierwotny miałby wywozić ją na sam koniec miasta? Z rozmyślań wyciągnął ją jego głos.
- Pozwolisz? - wyciągnął ku niej rękę. Nie wiedziała, co ma zrobić. Gdzie ją zaprowadzi? Stoję w samym środku lasu. Po namyśle chwyciła delikatnie jego dłoń, jakby się czegoś bała. Mieszaniec od razu to wyczuł. - Nigdzie cię nie wywożę, o to nie musisz się martwić - uśmiechnął się szeroko, na co ona odpowiedziała tym samym. Wolnym krokiem ruszyli przed siebie. 

*
Nie szli nawet minuty, kiedy za drzewami Caroline ujrzała światła. Przyjrzała się uważnie okolicy. W oddali był dom. Dlaczego tam szli? Co Klaus chce jej pokazać? Czuła, jak ciekawość i strach rosną z każdym ich krokiem. Mała wydeptana ścieżka wskazywała im drogę do tego miejsca. Im byli coraz bliżej, tym głośniejsza stawała się muzyka i śmiechy, czasem też można było usłyszeć krzyk. Kiedy wyszli z ciemnych zakamarków lasu, oczom dziewczyny ukazał się potężny dom, dobrze oświetlony, z trzema piętrami, a na każdym z nich był duży balkon zapełniony ludźmi. I do tego pijanymi. Zaraz, zaraz...ludźmi? Nie. Coś tu nie grało. To z całą pewnością nie byli ludzie. Wampiry. Tak, na pewno. Przekroczyli próg bogatej rezydencji. Caroline cały czas trzymała Klausa za rękę. Nie puściła jej. Bała się. Nie wiedziała, gdzie jest i kim są ci wszyscy imprezowicze. Raptem poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wraz z Pierwotnym gwałtownie się odwrócili. To był Marcel. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów.
- Myślałem, że się nie pojawisz - rzucił w stronę Klausa.
- Jakbym mógł cię zawieść? - można się domyślić, że było to pytanie retoryczne. Odwzajemnił uśmiech. - Myślę, że nie będzie to kłopot, jeżeli dołączy do nas jeszcze jedna osoba - wskazał ręką na Caroline, która była zmieszana. Marcel przyjrzał się jej dokładnie. Skojarzył pewne fakty. To ta, której Pierwotny nie chciał zabić i nie odpowiedział mu, dlaczego. Rzucił tylko głupie "bo nie". Chwilę się zawahał. On był gospodarzem tej imprezy.
- Jasne, przyjaciele Klausa są moimi przyjaciółmi - przytulił ją, delikatnie klepiąc po plecach. Zdezorientowana dziewczyna odwzajemniła uścisk, uśmiechając się do mężczyzny. - Tylko mam nadzieję, że potrafi się bawić i zaszaleje dzisiaj. Nie toleruję podpierania ścian i złych humorów - powiedział na odchodne i zniknął w tłumie. Caroline zaczesała grzywkę palcami, wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc. Zabawa w Nowym Orleanie ma inne znaczenie. Wszędzie można było zauważyć wampiry karmiące się ludźmi. Czy o to właśnie chodziło mężczyźnie?
- Caroline - usłyszała swoje imię wypowiedziane brytyjskim akcentem. Odwróciła się do Mieszańca. - Wszystko w porządku?
- Tak - odparła bez namysłu. - Mam się bawić. Z tego, co mówił, zrozumiałam, że mnie zabije, jak będę stała w kącie - niechętnie się uśmiechnęła.
- Więc...zatańczysz? - wyciągnął ku niej rękę, którą wampirzyca pochwyciła i poszli w stronę parkietu, tańcząc i wirując w rytm piosenek. 

*
Mijały godziny, goście stawali się coraz bardziej pijani. Połowa z nich z wycieńczenia i pod wpływem promili alkoholu leżeli gdzieś na uboczach. Caroline balowała na parkiecie z butelką Bourbona w ręku. Nie wiedziała, co robi. Śmiała się, tańczyła i zataczała koła. Już dawno leżałaby, gdyby nie Pierwotny czuwający nad nią. Też był pijany, ale nie aż tak, by nie wiedzieć, co robi i co się dzieje.
- Ja już nie dam rady - zaśmiała się i usiadła na krześle, popijając trunek. Klaus podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Widać, że nieźle się bawisz - oparł się ręką o stół.
- Tak, w najlepsze - nawet na krześle nie potrafiła usiedzieć. Cały czas się kołysała, a jej powieki były w połowie przymknięte.
- Myślałem, że będę musiał cię zmuszać, czy coś... - dźwięk komórki Caroline przerwał mu w połowie zdania. Dziewczyna wyjęła go z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał napis "Stefan".
- Stefan? - prawie się wydarła.
- Caroline, wyjechałaś bez słowa. Kiedy wracasz? - w jego głosie słychać było zmartwienie i smutek.
- Oj, wyluzuj, nie będzie mnie parę...dni..tygodni...jakoś tak...może...nie wiem - mówiła bez składu i ładu. Alkohol nie pozwalał jej myśleć.
- Caroline, pytam poważnie - mówił lekko zdenerwowany. W tle słychać było głos Damona.
- Jest pijana, nie słyszysz? - Damon zaśmiał się.
- Właśnie - wampirzyca poparła go. - Nie gadajmy o mnie. Co u ciebie?
- Właśnie idę na polowanie. Jest późno, ale mnie to nie przeszkadza.
- Ale jeleniom owszem - starszy Salvatore wcinał się w ich rozmowę, na co blondynka wybuchła śmiechem.Stefan upomniał go.
- Wybacz za niego. Musi mi dokuczać. Dobra, ja kończę - Caroline już chciała rozłączać, ale głos Damona powstrzymał ją przed tą czynnością.
- Pozdrów wiewiórki, bracie - młodszy Salvatore puścił to mimo uszu i rozłączył się. Damon czasem na prawdę doprowadza do szału. Zawsze musi wtrącić się i powiedzieć swoje zdanie nawet wtedy, kiedy nie powinien. Wampirzyca wstała z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. Klaus ruszył za nią.
- Już wychodzicie? - Marcel za torował im drogę. - Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że będzie kiepsko z zabawą u ciebie, ale nie mam nic do zarzucenia - uśmiechnął się. - Miło było cię gościć. Zapraszam ponownie - uśmiechnął się i odszedł.

*
Blondynka wkroczyła do gęstego lasu, który stał się jeszcze ciemniejszy, niż przedtem. Chwiejnym krokiem szła po wyznaczonej ścieżce.
- Dokąd idziesz? - zapytał Klaus, kiedy chwycił ją za łokieć i zatrzymał.
- Do domu. Jestem zmęczona. Poza tym chcę się wyspać. Jutro pojadę do Mystic Falls
- Już wracasz?
- Nie. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, a wzięłam rzeczy tylko na parę dni - złapała się drzewa, chroniąc się przed upadkiem.
- Może ja cię zaprowadzę. Sądzę, iż z twoim stanem nie powinnaś sama wracać - uśmiechnął się łobuzersko i złapawszy ją za rękę, w wampirzym tempie znaleźli się w samochodzie Pierwotnego, które ruszyło prosto do hotelu.

*
Zaparkował. Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera. Caroline spała wtulona w fotel. Nie chcąc jej budzić, Klaus delikatnie i ostrożnie wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. Położył ją na łóżku, ściągając buty i przykrywając pościelą. Delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Dobranoc, Caroline - wyszeptał.


__________________________________________________
Kolejny rozdział. Myślę, że dłuższy. W następnych odcinkach trochę coś "pomajsterkuję" pomiędzy Caro a Klausem :D
Może coś się wydarzy, może nie :P Śledźcie ich dalsze losy :)
 CZYTASZ? = SKOMENTUJ!





Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3

Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :) 

 

Xoxo, Oliwia

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 5

Pomimo tego, iż był poranek, Caroline położyła się na łóżku i zalała się potokiem słonych łez. Z wycieńczenia wpadła w błogi sen.

*
W wampirzym tempie biegła przez ciemny las. Wiatr rozwiewał jej bujne, złote loki. Uciekała, choć nie była tego pewna. Po prostu biegła przed siebie, coraz to bardziej zanurzając się w mrocznej otchłani drzew. Słyszała przed sobą dźwięk łamiących się gałęzi. Chciała się zatrzymać, lecz instynkt pchnął ją naprzód. Przyspieszyła. Biegła coraz szybciej, a odgłos czyiś kroków stawał się głośniejszy i wyraźniejszy. Do jej nozdrza wdarł się zapach. Znajomy zapach. Znała go doskonale, jednakże nie potrafiła sobie go z nikim skojarzyć. Zatrzymała się na małej polanie. Niebo było gwieździste. Zapadła noc. Nie wiedziała, dlaczego tutaj się znajduje. Rozejrzała się po okolicy. Nic, tylko cisza. Gwałtownie się odwróciła, a po chwili przyciskała kogoś do pobliskiego drzewa. Nie robiła tego umyślnie, tak jakby jej kończyny decydowały same za siebie i nie była w stanie tego powstrzymać. Warknęła. Przyjrzała się dokładniej rysom twarzy drugiej postaci. Chciała poluźnić uścisk, lecz dawało to efekt odwrotny od zamierzanego.
- Caroline - usłyszała tylko cichy, chrapliwy szept. Wytężyła słuch. - To nie jesteś ty - czuła narastającą w gardle gulę, jakby chciała coś powiedzieć. Wszyscy, co się z nią działo, nie było to z własnej woli. Czuła się jak żywa lalka teatralna. Jak kukiełka.
- Mylisz się, to właśnie jestem ja - wydukała z siebie. Ktoś sterował jej ciałem, lub obudził się w niej instynkt  morderczy, przed którym ostrzegła ją Alodia. Nieoczekiwanie rzuciła Klausem o kolejne drzewo z lekkością. Tak, to był on. Teraz mogłaby to powiedzieć bez wątpienia. W wampirzym tempie znalazła się przy nim i podniosła go z ziemi. W drugiej ręce trzymała kołek z białego dębu. Nie wiedziała, skąd go ma. Bała się tego, co może zrobić. Uniosła dłoń do góry, zaciskając pięść na śmiercionośnym narzędziu, wycelowała prosto w serce Pierwotnego i wzięła potężny zamach. Z całej siły naparła na kołek i zbliżyła go do klatki piersiowej Klausa. Zerknęła na niego ostatni raz, a drewno utknęło w jego sercu...

*
Obudziła się zalana potem i zdyszana. Gwałtownie usiadła na łóżku, wpatrując się tępo na ścinę, oddychając przy tym głęboko.
- To tylko sen...to tylko sen - powtarzała. Złapała się za głowę. - Jeżeli tak ma wyglądać moja przyszłość, muszę sama się uśmiercić, nim komuś zrobię krzywdę - szeptała do siebie. Spała zaledwie dwie godziny. Upał dawał się we znaki, a zegarek wskazywał godzinę 13:34. Mozolnym ruchem zeskoczyła z łóżka i ruszyła w kierunku łazienki, biorąc ze sobą ręcznik. 

Odkręciła kurek od wanny i nalała ciepłej wody. Liczyła na chwile odprężenia i odstresowania. Nie chciała nikogo zabijać. Ubrania położyła na szafeczce obok umywalki i weszła do wanny. Westchnęła cicho. Wszelkie problemy opuszczały ją. Czuła się zrelaksowana. Sięgnęła z półki swój ulubiony szampon czekoladowy i rozprowadziła go na czubku głowy. Napawała się jego intensywnych, lecz jednakże delikatnym zapachem. Rozmasowała go po całej powierzchni, spieniając go. Spłukała pianę i po kilku minutach leżenia w wannie, wyszła, wycierając się dokładnie ręcznikiem. Owinęła się materiałem i wyszła z łazienki. Wyjęła z torby ubrania, gdyż tamte były przepocone. Założyła letnią, zwiewną sukienkę w kwieciste wzory w kolorze beżowym, a włosy upięła w kitkę. Niechętnie zrobiła delikatny makijaż i postanowiła przejść się. Zabrała więc ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy i wyszła z hotelu.

*
Stanęła przed wejściem do holu, oczekując na taksówkę, ale żadna jak do tej pory tamtędy nie jechała. Zniecierpliwiona blondynka kopnęła pobliski kamień.
- Czekasz na coś? - Usłyszała czyjś szept przy swoim uchu, aż podskoczyła. Odwróciła się twarzą do rozmówcy. Na twarzy Pierwotnego gościł uśmiech, z resztą jak za każdym razem, kiedy ją widział.
- Czy w tym mieście nie ma taksówek? - zapytała lekko poddenerwowana spoglądając na ulicę, po której jeździły liczne samochody różnych marek.
- Trzeba trafić na odpowiedni moment - zaśmiał się. - I mieć dużo szczęścia - Jak widać, ja go nie mam - westchnęła, spuszczając wzrok.
- Chcesz, mogę Cię podwieźć gdziekolwiek chcesz - w jego oku pojawił się błysk. Caroline chwilę się zastanawiała, lecz po paru sekundach zgodziła się, okazując to skinieniem głowy i lekkim uśmiechem.
- Dokąd dokładnie chcesz jechać? - zapytał, otwierając drzwi od strony pasażera i gestem ręki zapraszając ją do środka.
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Chciałam zwiedzić trochę miasto. Nie mam konkretnego celu - odpowiedziała, zapinając pasy. Klaus błyskawicznym tempem zasiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik.
- W takim razie, co powiesz na wizytę w pewnym miejscu, gdzie można się świetnie bawić? - spojrzał na nią ukradkiem, oczekując odpowiedzi. Po namyśle, wampirzyca uśmiechnęła się.
- W sumie, czemu nie - auto wyjechało z parkingu i ruszyło w nieznanym jej kierunku.

__________________________________________________

Hej, hej! Witajcie po  przerwie.  Zacznę od tego, że ten odcinek pisało mi się ciężko, ponieważ dzisiaj dowiedziała się, że na 100% moja klasa zostanie rozwiązania i każdy przydzielony do innej. Jestem w 2 klasie gim. Przeprowadziłam się do innego miasta i od niecałego roku mam nową szkołę, a teraz po raz 3 w gim. zmieniam klasę, nauczycieli i wychowawcę. Oceny idą w dół, ale w następnym roku biorę się w garść.

CZYTASZ? = SKOMENTUJ!


Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach. Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3

Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :) 


Xoxo, Oliwia

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 4

Ubrania leżały porozrzucane po całym pokoju, jakby właśnie przeszło przez nie tornado, a okna otworzone były na oścież. Firanki lekko powiewały, a świeże powietrze wtargnęło do pomieszczenia. Drzwi od łazienki zaskrzypiały. Caroline wyszła z niej cała zaspana, ubrana jeszcze w piżamę, a jej włosy były jednym wielkim stosem siana. Ziewnęła leniwie i rozejrzała się po pokoju. Zeszłego wieczoru, kiedy wróciła do hotelu w nerwach próbowała się rozpakować i powiesić swoje rzeczy w szafie, lecz była tak zmęczona, że zdążyła się jedynie przebrać i zasnęła, nawet nie wiedząc kiedy. Jęknęła cicho na widok bałaganu i wzięła się do roboty. Dzięki wampirzemu tempu uporała się z tym bez najmniejszych zastrzeżeń. Poukładała wszystko w szufladach i na wieszakach i uśmiechnęła się do siebie, gratulując dobrze wykonanego zadania. Otworzyła drewniane drzwiczki od garderoby i wyjęła z niej delikatną bluzkę na ramiączkach w kolorze kremowym i krótkie spodenki o czekoladowej barwie. Rozczesała swoje bujne loki, a na czubek głowy włożyła okulary przeciw słoneczne. Tego dnia promienie słońca dawały się we znaki. Założyła brązowe baleriny i wziąwszy klucz oraz inne potrzebne rzeczy, wyszła z pokoju, przemierzając schody. Zeszła do holu. Recepcjonistka powitała ją ogromnym uśmiechem, na co wampirzyca odpowiedziała tym samym. Odźwierny otworzył drzwi, dzięki czemu dziewczyna ujrzała Nowy Orlean w całej okazałości, przekraczając próg. Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie.

*
Spacerowała małą ścieżką w parku. W oddali usłyszeć można było śmiech bawiących się dzieci lub ujrzeć parę zakochanych trzymających się czule za ręce. W tym momencie przypomniała sobie o Tylerze. Nie zastanawiając się ani chwilę, wyjęła z kieszeni spodenek telefon i pospiesznie wybrała jego numer. Z niecierpliwością czekała, aż jej chłopak odbierze i znów będzie mogła usłyszeć jego głos, ale nic takiego się nie stało. Mijały kolejne sygnały, a nikt się nie odezwał. Zrezygnowana westchnęła i schowała telefon tam, skąd go wyjęła.

Ruszyła pewniejszym krokiem przed siebie, zatrzymując się dopiero nad stawem. Oparła się o barierkę i z uwagą obserwowała pływające kaczki oraz łabędzie. 
- Gdyby życie było o wiele prostsze - wyszeptała. Cała ta sytuacja z magią i jej wampiryzmem ją przerastała. Nie potrafiła w to uwierzyć lub najzwyczajniej w świecie nie chciała tego zrozumieć. Bała się tej prawdy. Co, jeśli to prawda? Jeżeli będzie musiała zabić Klausa, a jej przyjaciele zginą? Pomimo tego, jaka osobą był Pierwotny nie chciała go zabijać. Nie tylko ze względu na przyjaciół. Rozstali się w przyjaźni. Czuła, że mimo tych złych rzeczy, jakie on dokonał w stosunku do niej i do ich przyjaciół była z nim w jakiśkolwiek związana niewidzialną więzią. Więzią przyjaźni. Potrafiła mu to wybaczyć. Często wmawiała sobie, że tego nie zrobi, lecz po kilku chwilach cała złość i agresja do niego znikała. Wrzuciła mały kamyczek do wody.
- Nic nie jest takie, jakie byśmy chcieli - usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się powoli. Na przeciwko wampirzyca stała Alodia.
- Czego chcesz? - powiedziała, jakby od niechcenia. Nie miała ochoty rozmawiać z nią.
- Chcę ci pomóc zapanować nad twoją naturą. Pomogę ci powstrzymać chęć zabicia Pierwotnego, ale tylko wtedy, jeśli mi na to pozwolisz - na jej twarzy pojawił się mimowolnie drobny uśmiech.
- Załóżmy, że się zgodzę. Co wtedy? - zmrużyła oczy i przyjrzała się dokładnie jej postaci. Opierała się o barierkę.
- Wtedy podejmiesz wybór czy chcesz oddać swoja moc czy ją zatrzymać - Caroline chwilę się zastanawiała.
- Można ją oddać? - była zainteresowana tym wątkiem rozmowy. Nie wiedziała, że można dobrowolnie oddać swoją moc.
- Owszem, ale tylko przy pomocy najsilniejszej czarownicy. Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, niedługo się spotkamy - uśmiechnęła się na pożegnanie i zniknęła. Pozostawiła dziewczynę z pytaniem "Kiedy i gdzie się spotkają?", "Jak się skomunikują?" To już było tylko i wyłącznie sekretem Alodii.

*
Młoda wampirzyca wróciła do hotelu. Standardowo przywitała ją recepcjonistka wielkim uśmiechem. Skierowała się na swoje piętro i powolnym krokiem zmierzała ku swojemu pokojowi. Wyjęła z kieszeni klucze i przekręciła zamek. Spojrzała na drzwi obok siebie. Zastanawiała się, kto wynajmuje ten pokój. Codziennie słyszała wieczorne tajemnicze rozmowy. Brzmiały one, jak wysyłanie szpiegów na zwiady. Podeszła do nich cichutko i przylgnęła uchem do białego drewna. Cisza. Głuchość panowała w pomieszczeniu. Westchnęła. Może tylko jej się wydawało? Już miała się oderwać od drzwi, kiedy raptem otworzyły się i straciwszy równowagę omal nie upadła, gdyby nie osoba z dobrym refleksem. Gość hotelowy w ostatniej chwili złapał upadającą Caroline. Dziewczyna podniosła wzrok. Minęła chwila, nim obraz się wyostrzył. Odskoczyła jak oparzona kierując się do swojego pokoju, lecz zatrzymał ją głos tej osoby.
- Caroline! - brytyjski akcept unieruchomił nogi wampirzycy, przez co nie mogła się ruszyć. Klaus podszedł do niej. - Co ty tutaj robisz?
- Może raczej co ty tutaj robisz? - odwróciła twarz w kierunku rozmówcy.
- Chwilowo mieszkam - Dziewczyna cicho jęknęła. Pierwotny przyjrzał się jej z uwagą. - Coś nie tak?
- Myślałam, że moim tymczasowym sąsiadem będzie ktoś...normalny - wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu.
- Ty...
- Tak, mój pokój jest obok - odwróciła się na pięcie i chciała zamknąć za sobą drzwi, lecz Mieszaniec był silniejszy i na to nie pozwolił.
- Zapewne jesteś na mnie zła za wczorajsze - uśmiechnął się. Blondynka przygryzła nerwowo wargę.
- Słucham cię - skrzyżowała ręce na piersi, czekając na przeprosiny, lecz wiedziała, że to będzie trudne. Udawał twardego i silnego, lecz pod tą skorupą była osoba o miękkim i kochającym sercu.
- Nie chciałem, aby to tak wyszło. Byłem zdenerwowany, ale już jest dobrze, Kazałem zabić Alodię - spojrzał na twarz dziewczyny. Wyrażała ona szok i niedowierzanie.
- Zabić? - zapytała.
- Tak. Dobrze wiesz, że nie toleruję tego, kiedy ktoś mnie rozwściecza
- Ale ona miała mi pomóc zapanować nad swoją mocą! Nie chcę zabijać Pierwotnych! - krzyknęła. Teraz to ona była zła.
- Pierwotnych czy mnie? - odparł z wielkim uśmiechem i oparł się o framugę drzwi.
- Daj mi spokój! Masz to odkręcić. Wolę sama zginąć, niż moi przyjaciele! - odepchnęła go w głąb korytarza i z impetem zatrzasnęła za sobą drzwi, osuwając się na ziemię. Fala łez zalała jej policzki.

__________________________________________________

Wybaczcie za taką przerwę, ale tak wyszło. Oddaję w Wasze ręce czwarty rozdział i liczę na to, że Wam się spodoba :)
CZYTASZ? = SKOMENTUJ!



Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach.

Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3



Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)


 

Xoxo, Oliwia