Długo błądziła po mieście, w poszukiwaniu Pubu "Florida". Nie znała tego miasta, ale za to miała doskonałą pamięć do otoczenia, więc nie martwiła się o to, że nie trafi z powrotem do hotelu. Podczas tej wędrówki podziwiała nocne piękno Nowego Orleanu. Latarnie doskonale oświetlały uliczki, dodając im większego uroku. Wieczorem na mieście można spotkać więcej ludzi. Całymi dniami pracują, a pod koniec dnia wychodzą ze znajomymi w celu odpoczynku czy odświeżenia kontaktów. "Tylko czy oni są świadomi niebezpieczeństwa, jakie czeka na nich po wyjściu z domu? Niewiele wampirów posiada pierścienie, które umożliwiają im poruszanie się w dzień" Myślała. Szkoda jej było tych ludzi. Wiadomo jej było, że to miasto jest królestwem wampirów.
Dzięki pomocy pewnej osoby, która wskazała jej drogę do umówionego miejsca, obrała dobry kierunek. Była już prawie na miejscu, kiedy drogę zablokował jej dość spory tłum, który zebrał się wokół jakiegoś widowiska. Wytężyła słuch, by słyszeć, co się tam dzieje.
- Jane-Anne Deveraux - tłum zaczął gwizdać i śmiać się. Caroline stanęła na ławce, aby lepiej widzieć. Rzeczywiście, widoczność się polepszyła. W środku kręgu stał jakieś mężczyzna, a przed nim kobieta. Niska, szczupłej postury. Czarownica.
- Zostałaś oskarżona o praktykowanie magii - nie pomyliła się. Przypomniała sobie, jak Klaus mówił o Marcelu. Jego dawnym przyjacielu, który obecnie jest królem Nowego Orleanu. Wprowadził zakazy i nakazy. Czarownice są tutaj tępione i zabijane, nie wiedzieć czemu. Czyżby bał się ich potęgi? "To musi być Marcel". Pomyślała. 'Skoro on jest tutaj, to Klaus też musi tu być". Zaczęła rozglądać się, lecz nigdzie go nie widziała. Sama nie wiedziała, dlaczego go szukała. Zapewne przez ciekawość. Potrząsnęła lekko głową, by wyrwać się z zamyślenia, przez które straciła znaczną cześć rozmowy i wydarzeń, które w tej chwili działy się przed nią. Widziała tylko, jak Marcel rozcina dziewczynie gardło, a ta upada na ziemię, wykrwawiając się. Odwróciła wzrok i zeszła z ławki. Starała się odtrącić fakt, że czuje zapach świeżej krwi. Poczuła lekki głód, lecz postanowiła się opanować, szczególnie, że mogą być świadkowie. Spojrzała na wyświetlacz komórki. 19:57. Szybkim krokiem ruszyła w stronę Pubu.
*
Weszła do budynku i usiadła przy barze, zamawiając drinka. Nie wiedziała, kim jest osoba, która ją wezwała, ani jak wygląda, więc siedziała z nadzieją, że ona ją rozpozna. Barman podał jej zamówiony Bourbon. Podziękowała skinieniem głowy.
- Ciężki dzień? - Caroline odwróciła się twarzą do rozmówcy. Obok niej usiadła młoda kobieta. Miała długie, brązowe i kręcone włosy, sięgające jej do pasa.
- Tak - odpowiedziała, upijając łyk złocistego trunku.
- Caroline, prawda? - wyciągnęła ku niej rękę. Wampirzyca lekko nią potrząsnęła.
- We własnej osobie - uśmiechnęła się.
- Myślałam, że nie przyjedziesz - spuściła wzrok.
- To ty mnie wezwałaś? - spojrzała na nią. Nieznajoma pokiwała głową na znak zgody.
- Jestem Alodia. Musiałam skłamać, że Klaus zginie, bo założę się, że inaczej byś nie przyjechała. Dobrze wiesz, że jeżeli on zginie, ty też - lekko się uśmiechnęła.
- Więc o co chodzi? - zerknęła na towarzyszkę spode szklanki. Dziewczyna nerwowo stukała palcami.
- Weźmiesz mnie za wariatkę, ale Klaus chce cię zabić - w jej głosie słychać było tylko pewność siebie i powagę. W głowie Caroline kłębiły się przeróżne myśli. "Klaus chce ją skrzywdzić? Nie, to niemożliwe"
- Nie skrzywdziłby mnie - wyszeptała. Opróżniła do końca szklankę i z hukiem odłożyła ją.
- Jeśli się dowie, kim jesteś, zrobi to. Jestem pół czarownicą i pół wilkołakiem. Księgi mówią, że stając się wampirem, tracisz magię. Ja jakimś dziwnym sposobem zatrzymałam ją. Jestem...wybrykiem natury - zaśmiała się. - Ty też nim jesteś, ale magia jeszcze nie odezwała się w tobie. To ciebie Klaus szuka, ty mu zagrażasz
- Weźmiesz mnie za wariatkę, ale Klaus chce cię zabić - w jej głosie słychać było tylko pewność siebie i powagę. W głowie Caroline kłębiły się przeróżne myśli. "Klaus chce ją skrzywdzić? Nie, to niemożliwe"
- Nie skrzywdziłby mnie - wyszeptała. Opróżniła do końca szklankę i z hukiem odłożyła ją.
- Jeśli się dowie, kim jesteś, zrobi to. Jestem pół czarownicą i pół wilkołakiem. Księgi mówią, że stając się wampirem, tracisz magię. Ja jakimś dziwnym sposobem zatrzymałam ją. Jestem...wybrykiem natury - zaśmiała się. - Ty też nim jesteś, ale magia jeszcze nie odezwała się w tobie. To ciebie Klaus szuka, ty mu zagrażasz
Wampirzyca wpatrywała się w ścianę, tuż za Alodią. "Podchodzi do mnie nieznajoma, która wie więcej o mnie, niż ja sama. Albo zmyśla, albo prawda mnie przeraża" Próbowała wszystkie myśli złożyć w jedna całość. Jak puzzle.
- Nie mam zamiaru go zabijać - niemalże krzyknęła.
- Tacy, jak ty i ja są wyzwoleni spod zależności Pierwotnych. Jeżeli Klaus umrze, tobie się nic nie stanie. Staniesz się zależna od samej siebie w momencie, kiedy twoja magia się ujawni. Nasza rasa jest specyficzna. Jeżeli nauczysz się ją kontrolować, odczujesz potrzebę zabicia Pierwotnego. To będzie silniejsze od ciebie. Tak samo, jak z łowcami. Po jakimś czasie muszą zabić wampira, bo mają taką potrzebę - wzięła głęboki oddech i zamówiła Jack Daniells'a.
- Ale wtedy zginą moi przyjaciele! - zeskoczyła z krzesła. Alodia nic nie powiedziała. Wpatrywała się w wejście do Pubu. Raptem, zerwała się z krzesła i chwyciła Caroline za rękę, ciągnąc w stronę toalety.
- Co ty robisz? - wrzasnęła oburzona. Odsunęła się od dziewczyny, a ta z paniką w oczach rzekła.
- Oni tu są. Zabiją nas! - jej oczy stały się szklane. Ponownie chwyciła ją za rękę i chciała ruszyć, kiedy odbiła się od kogoś i prawie by upadła, gdyby Caroline nie złapała jej. Pomogła jej ponownie stanąć na nogi.
- Czego chcesz? - zapytała Alodia mężczyznę stojącego naprzeciwko niej. Blondynka rozpoznała w nim Marcela, który uśmiechał się szyderczo, zachowując stoicki spokój.
- Nie myśl sobie, że będziesz szkolić kolejnego wampira-czarownicę do walki z Pierwotnymi - wskazał palcem na Caroline. - Twoja moc już osłabła, dlatego szukasz zastępcy. Ty już nie zagrażasz im, ale ona tak, dlatego zginie - spojrzał gdzieś w dal i skinął głową, jakby dawał znak, że może ruszyć do ataku. Blond-wampirzyca przełknęła ślinę i zamknęła oczy, czekając na śmierć. Poczuła, jak ktoś łapie ją za gardło i przyciska do ściany, unosząc do góry. Wiedziała, że to jej koniec. Źle zrobiła, przyjeżdżając tu. To wszystko było jedną, wielka pomyłką i pułapką zarazem. Jej martwe życie właśnie dobiegało końca. Mimowolnie otworzyła oczy, by po raz ostatni spojrzeć na świat, lecz widok ją zszokował. Ujrzała nikogo innego, jak Klausa. Jego twarz łagodniała i zwalniał uścisk. Odstawił dziewczynę na ziemię, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Nie mam zamiaru go zabijać - niemalże krzyknęła.
- Tacy, jak ty i ja są wyzwoleni spod zależności Pierwotnych. Jeżeli Klaus umrze, tobie się nic nie stanie. Staniesz się zależna od samej siebie w momencie, kiedy twoja magia się ujawni. Nasza rasa jest specyficzna. Jeżeli nauczysz się ją kontrolować, odczujesz potrzebę zabicia Pierwotnego. To będzie silniejsze od ciebie. Tak samo, jak z łowcami. Po jakimś czasie muszą zabić wampira, bo mają taką potrzebę - wzięła głęboki oddech i zamówiła Jack Daniells'a.
- Ale wtedy zginą moi przyjaciele! - zeskoczyła z krzesła. Alodia nic nie powiedziała. Wpatrywała się w wejście do Pubu. Raptem, zerwała się z krzesła i chwyciła Caroline za rękę, ciągnąc w stronę toalety.
- Co ty robisz? - wrzasnęła oburzona. Odsunęła się od dziewczyny, a ta z paniką w oczach rzekła.
- Oni tu są. Zabiją nas! - jej oczy stały się szklane. Ponownie chwyciła ją za rękę i chciała ruszyć, kiedy odbiła się od kogoś i prawie by upadła, gdyby Caroline nie złapała jej. Pomogła jej ponownie stanąć na nogi.
- Czego chcesz? - zapytała Alodia mężczyznę stojącego naprzeciwko niej. Blondynka rozpoznała w nim Marcela, który uśmiechał się szyderczo, zachowując stoicki spokój.
- Nie myśl sobie, że będziesz szkolić kolejnego wampira-czarownicę do walki z Pierwotnymi - wskazał palcem na Caroline. - Twoja moc już osłabła, dlatego szukasz zastępcy. Ty już nie zagrażasz im, ale ona tak, dlatego zginie - spojrzał gdzieś w dal i skinął głową, jakby dawał znak, że może ruszyć do ataku. Blond-wampirzyca przełknęła ślinę i zamknęła oczy, czekając na śmierć. Poczuła, jak ktoś łapie ją za gardło i przyciska do ściany, unosząc do góry. Wiedziała, że to jej koniec. Źle zrobiła, przyjeżdżając tu. To wszystko było jedną, wielka pomyłką i pułapką zarazem. Jej martwe życie właśnie dobiegało końca. Mimowolnie otworzyła oczy, by po raz ostatni spojrzeć na świat, lecz widok ją zszokował. Ujrzała nikogo innego, jak Klausa. Jego twarz łagodniała i zwalniał uścisk. Odstawił dziewczynę na ziemię, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Zabij ją, dlatego jej szukałeś - Marcel był niecierpliwy. Pierwotny jednak nie zareagował i wpatrywał się w Caroline, jakby nie widział jej od dobrych kilku lat.
- Ale...jak? - wybełkotał po chwili ciszy. Wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem - wyszeptała, zanurzając się w błękitnej toni oczy Mieszańca. Marcel zdenerwował się i przygwoździł wampirzycę do ściany, a ręką przymierzał się do wyrwania serca.
- Skoro ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię - wziął mocny zamach i już miał je wyrwać, kiedy Klaus potężną siłą odrzucił go na drugi koniec Pubu. Alodia przyglądała się całemu temu zdarzeniu ze strachem. Nie rozumiała ich postępowania. W końcu zdała się na odwagę.
- Ale...jak? - wybełkotał po chwili ciszy. Wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem - wyszeptała, zanurzając się w błękitnej toni oczy Mieszańca. Marcel zdenerwował się i przygwoździł wampirzycę do ściany, a ręką przymierzał się do wyrwania serca.
- Skoro ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię - wziął mocny zamach i już miał je wyrwać, kiedy Klaus potężną siłą odrzucił go na drugi koniec Pubu. Alodia przyglądała się całemu temu zdarzeniu ze strachem. Nie rozumiała ich postępowania. W końcu zdała się na odwagę.
- Dlaczego jej nie zabijesz? - głos jej się załamywał. Bała się go. Tak cholernie się go bała.
Pierwotny spojrzał na ukochaną.
- Po prostu nie zabiję i tyle - odparł, zaciskając pięści.
- Dobrze wiesz, że kiedy moc w niej odezwie się, ona zabije ciebie bez wahania, a pomimo tego, ty nie chcesz siebie obronić, póki nie jest za późno. Dlaczego? - uparcie dopytywała. W niektórych przypadkach była ciekawska. Lubiła wiedzieć, co dzieje się wokół niej. Mieszaniec milczał. - Czujesz coś do niej, prawda? - zbliżyła się. Pewność siebie coraz bardziej ja napełniała. Była śmielsza i odważniejsza. - Miłość jest największą słabością wampira - przyznała.
- Zamilcz! - wykrzyczał Pierwotny, a po chwili Alodia znalazła się pod drugiej stronie pomieszczenia, uderzając o ścianę. Podniosła się z podłogi i posłała mu groźne spojrzenie, po czym w wampirzym tempie opuściła lokal.
Pierwotny spojrzał na ukochaną.
- Po prostu nie zabiję i tyle - odparł, zaciskając pięści.
- Dobrze wiesz, że kiedy moc w niej odezwie się, ona zabije ciebie bez wahania, a pomimo tego, ty nie chcesz siebie obronić, póki nie jest za późno. Dlaczego? - uparcie dopytywała. W niektórych przypadkach była ciekawska. Lubiła wiedzieć, co dzieje się wokół niej. Mieszaniec milczał. - Czujesz coś do niej, prawda? - zbliżyła się. Pewność siebie coraz bardziej ja napełniała. Była śmielsza i odważniejsza. - Miłość jest największą słabością wampira - przyznała.
- Zamilcz! - wykrzyczał Pierwotny, a po chwili Alodia znalazła się pod drugiej stronie pomieszczenia, uderzając o ścianę. Podniosła się z podłogi i posłała mu groźne spojrzenie, po czym w wampirzym tempie opuściła lokal.
Caroline podeszła do hybrydy i położyła rękę na jego ramieniu, starając się go uspokoić.
- Odejdź - stał tyłem do dziewczyny. Był zdenerwowany.
- Klaus...
- Odejdź! - uderzył pięścią w stolik i gwałtownie odwrócił się do wampirzycy, przyciskając ją do ściany. -Proszę, idź stąd - Blondynka wyswobodziła się z uścisku Mieszańca i patrząc na niego ostatni raz, wyszła na ulicę Nowego Orleanu.
- Odejdź - stał tyłem do dziewczyny. Był zdenerwowany.
- Klaus...
- Odejdź! - uderzył pięścią w stolik i gwałtownie odwrócił się do wampirzycy, przyciskając ją do ściany. -Proszę, idź stąd - Blondynka wyswobodziła się z uścisku Mieszańca i patrząc na niego ostatni raz, wyszła na ulicę Nowego Orleanu.
__________________________________________________
Trzeci rozdział na moim blogu został dodany. Myślę, że się Wam spodoba. Mile widziane komentarze pod wpisem.
CZYTASZ? = SKOMENTUJ!
Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach.
Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3
Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)
Xoxo, Oliwia ♥