Po niespełna pół godzinnej jeździe, samochód zatrzymał się. Przez cała drogę nikt się nie odezwał. Jedyne, co można było zauważyć, co wzrok Klausa lustrujący Caroline co jakiś czasu. W pewnym momencie chciał podjąć się rozmowy, lecz powstrzymał się. Wampirzyca wysiadła z pojazdu. Okolica była cicha i spokojna. Ani jednej żywej duszy. Coś jej nie pasowało. Dlaczego Pierwotny miałby wywozić ją na sam koniec miasta? Z rozmyślań wyciągnął ją jego głos.
- Pozwolisz? - wyciągnął ku niej rękę. Nie wiedziała, co ma zrobić. Gdzie ją zaprowadzi? Stoję w samym środku lasu. Po namyśle chwyciła delikatnie jego dłoń, jakby się czegoś bała. Mieszaniec od razu to wyczuł. - Nigdzie cię nie wywożę, o to nie musisz się martwić - uśmiechnął się szeroko, na co ona odpowiedziała tym samym. Wolnym krokiem ruszyli przed siebie.
- Pozwolisz? - wyciągnął ku niej rękę. Nie wiedziała, co ma zrobić. Gdzie ją zaprowadzi? Stoję w samym środku lasu. Po namyśle chwyciła delikatnie jego dłoń, jakby się czegoś bała. Mieszaniec od razu to wyczuł. - Nigdzie cię nie wywożę, o to nie musisz się martwić - uśmiechnął się szeroko, na co ona odpowiedziała tym samym. Wolnym krokiem ruszyli przed siebie.
*
Nie szli nawet minuty, kiedy za drzewami Caroline ujrzała światła. Przyjrzała się uważnie okolicy. W oddali był dom. Dlaczego tam szli? Co Klaus chce jej pokazać? Czuła, jak ciekawość i strach rosną z każdym ich krokiem. Mała wydeptana ścieżka wskazywała im drogę do tego miejsca. Im byli coraz bliżej, tym głośniejsza stawała się muzyka i śmiechy, czasem też można było usłyszeć krzyk. Kiedy wyszli z ciemnych zakamarków lasu, oczom dziewczyny ukazał się potężny dom, dobrze oświetlony, z trzema piętrami, a na każdym z nich był duży balkon zapełniony ludźmi. I do tego pijanymi. Zaraz, zaraz...ludźmi? Nie. Coś tu nie grało. To z całą pewnością nie byli ludzie. Wampiry. Tak, na pewno. Przekroczyli próg bogatej rezydencji. Caroline cały czas trzymała Klausa za rękę. Nie puściła jej. Bała się. Nie wiedziała, gdzie jest i kim są ci wszyscy imprezowicze. Raptem poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wraz z Pierwotnym gwałtownie się odwrócili. To był Marcel. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów.
- Myślałem, że się nie pojawisz - rzucił w stronę Klausa.
- Jakbym mógł cię zawieść? - można się domyślić, że było to pytanie retoryczne. Odwzajemnił uśmiech. - Myślę, że nie będzie to kłopot, jeżeli dołączy do nas jeszcze jedna osoba - wskazał ręką na Caroline, która była zmieszana. Marcel przyjrzał się jej dokładnie. Skojarzył pewne fakty. To ta, której Pierwotny nie chciał zabić i nie odpowiedział mu, dlaczego. Rzucił tylko głupie "bo nie". Chwilę się zawahał. On był gospodarzem tej imprezy.
- Jasne, przyjaciele Klausa są moimi przyjaciółmi - przytulił ją, delikatnie klepiąc po plecach. Zdezorientowana dziewczyna odwzajemniła uścisk, uśmiechając się do mężczyzny. - Tylko mam nadzieję, że potrafi się bawić i zaszaleje dzisiaj. Nie toleruję podpierania ścian i złych humorów - powiedział na odchodne i zniknął w tłumie. Caroline zaczesała grzywkę palcami, wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc. Zabawa w Nowym Orleanie ma inne znaczenie. Wszędzie można było zauważyć wampiry karmiące się ludźmi. Czy o to właśnie chodziło mężczyźnie?
- Caroline - usłyszała swoje imię wypowiedziane brytyjskim akcentem. Odwróciła się do Mieszańca. - Wszystko w porządku?
- Tak - odparła bez namysłu. - Mam się bawić. Z tego, co mówił, zrozumiałam, że mnie zabije, jak będę stała w kącie - niechętnie się uśmiechnęła.
- Więc...zatańczysz? - wyciągnął ku niej rękę, którą wampirzyca pochwyciła i poszli w stronę parkietu, tańcząc i wirując w rytm piosenek.
- Myślałem, że się nie pojawisz - rzucił w stronę Klausa.
- Jakbym mógł cię zawieść? - można się domyślić, że było to pytanie retoryczne. Odwzajemnił uśmiech. - Myślę, że nie będzie to kłopot, jeżeli dołączy do nas jeszcze jedna osoba - wskazał ręką na Caroline, która była zmieszana. Marcel przyjrzał się jej dokładnie. Skojarzył pewne fakty. To ta, której Pierwotny nie chciał zabić i nie odpowiedział mu, dlaczego. Rzucił tylko głupie "bo nie". Chwilę się zawahał. On był gospodarzem tej imprezy.
- Jasne, przyjaciele Klausa są moimi przyjaciółmi - przytulił ją, delikatnie klepiąc po plecach. Zdezorientowana dziewczyna odwzajemniła uścisk, uśmiechając się do mężczyzny. - Tylko mam nadzieję, że potrafi się bawić i zaszaleje dzisiaj. Nie toleruję podpierania ścian i złych humorów - powiedział na odchodne i zniknął w tłumie. Caroline zaczesała grzywkę palcami, wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc. Zabawa w Nowym Orleanie ma inne znaczenie. Wszędzie można było zauważyć wampiry karmiące się ludźmi. Czy o to właśnie chodziło mężczyźnie?
- Caroline - usłyszała swoje imię wypowiedziane brytyjskim akcentem. Odwróciła się do Mieszańca. - Wszystko w porządku?
- Tak - odparła bez namysłu. - Mam się bawić. Z tego, co mówił, zrozumiałam, że mnie zabije, jak będę stała w kącie - niechętnie się uśmiechnęła.
- Więc...zatańczysz? - wyciągnął ku niej rękę, którą wampirzyca pochwyciła i poszli w stronę parkietu, tańcząc i wirując w rytm piosenek.
*
Mijały godziny, goście stawali się coraz bardziej pijani. Połowa z nich z wycieńczenia i pod wpływem promili alkoholu leżeli gdzieś na uboczach. Caroline balowała na parkiecie z butelką Bourbona w ręku. Nie wiedziała, co robi. Śmiała się, tańczyła i zataczała koła. Już dawno leżałaby, gdyby nie Pierwotny czuwający nad nią. Też był pijany, ale nie aż tak, by nie wiedzieć, co robi i co się dzieje.
- Ja już nie dam rady - zaśmiała się i usiadła na krześle, popijając trunek. Klaus podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Widać, że nieźle się bawisz - oparł się ręką o stół.
- Tak, w najlepsze - nawet na krześle nie potrafiła usiedzieć. Cały czas się kołysała, a jej powieki były w połowie przymknięte.
- Myślałem, że będę musiał cię zmuszać, czy coś... - dźwięk komórki Caroline przerwał mu w połowie zdania. Dziewczyna wyjęła go z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał napis "Stefan".
- Stefan? - prawie się wydarła.
- Caroline, wyjechałaś bez słowa. Kiedy wracasz? - w jego głosie słychać było zmartwienie i smutek.
- Oj, wyluzuj, nie będzie mnie parę...dni..tygodni...jakoś tak...może...nie wiem - mówiła bez składu i ładu. Alkohol nie pozwalał jej myśleć.
- Caroline, pytam poważnie - mówił lekko zdenerwowany. W tle słychać było głos Damona.
- Jest pijana, nie słyszysz? - Damon zaśmiał się.
- Właśnie - wampirzyca poparła go. - Nie gadajmy o mnie. Co u ciebie?
- Właśnie idę na polowanie. Jest późno, ale mnie to nie przeszkadza.
- Ale jeleniom owszem - starszy Salvatore wcinał się w ich rozmowę, na co blondynka wybuchła śmiechem.Stefan upomniał go.
- Wybacz za niego. Musi mi dokuczać. Dobra, ja kończę - Caroline już chciała rozłączać, ale głos Damona powstrzymał ją przed tą czynnością.
- Pozdrów wiewiórki, bracie - młodszy Salvatore puścił to mimo uszu i rozłączył się. Damon czasem na prawdę doprowadza do szału. Zawsze musi wtrącić się i powiedzieć swoje zdanie nawet wtedy, kiedy nie powinien. Wampirzyca wstała z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. Klaus ruszył za nią.
- Już wychodzicie? - Marcel za torował im drogę. - Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że będzie kiepsko z zabawą u ciebie, ale nie mam nic do zarzucenia - uśmiechnął się. - Miło było cię gościć. Zapraszam ponownie - uśmiechnął się i odszedł.
- Ja już nie dam rady - zaśmiała się i usiadła na krześle, popijając trunek. Klaus podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Widać, że nieźle się bawisz - oparł się ręką o stół.
- Tak, w najlepsze - nawet na krześle nie potrafiła usiedzieć. Cały czas się kołysała, a jej powieki były w połowie przymknięte.
- Myślałem, że będę musiał cię zmuszać, czy coś... - dźwięk komórki Caroline przerwał mu w połowie zdania. Dziewczyna wyjęła go z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał napis "Stefan".
- Stefan? - prawie się wydarła.
- Caroline, wyjechałaś bez słowa. Kiedy wracasz? - w jego głosie słychać było zmartwienie i smutek.
- Oj, wyluzuj, nie będzie mnie parę...dni..tygodni...jakoś tak...może...nie wiem - mówiła bez składu i ładu. Alkohol nie pozwalał jej myśleć.
- Caroline, pytam poważnie - mówił lekko zdenerwowany. W tle słychać było głos Damona.
- Jest pijana, nie słyszysz? - Damon zaśmiał się.
- Właśnie - wampirzyca poparła go. - Nie gadajmy o mnie. Co u ciebie?
- Właśnie idę na polowanie. Jest późno, ale mnie to nie przeszkadza.
- Ale jeleniom owszem - starszy Salvatore wcinał się w ich rozmowę, na co blondynka wybuchła śmiechem.Stefan upomniał go.
- Wybacz za niego. Musi mi dokuczać. Dobra, ja kończę - Caroline już chciała rozłączać, ale głos Damona powstrzymał ją przed tą czynnością.
- Pozdrów wiewiórki, bracie - młodszy Salvatore puścił to mimo uszu i rozłączył się. Damon czasem na prawdę doprowadza do szału. Zawsze musi wtrącić się i powiedzieć swoje zdanie nawet wtedy, kiedy nie powinien. Wampirzyca wstała z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. Klaus ruszył za nią.
- Już wychodzicie? - Marcel za torował im drogę. - Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że będzie kiepsko z zabawą u ciebie, ale nie mam nic do zarzucenia - uśmiechnął się. - Miło było cię gościć. Zapraszam ponownie - uśmiechnął się i odszedł.
*
Blondynka wkroczyła do gęstego lasu, który stał się jeszcze ciemniejszy, niż przedtem. Chwiejnym krokiem szła po wyznaczonej ścieżce.
- Dokąd idziesz? - zapytał Klaus, kiedy chwycił ją za łokieć i zatrzymał.
- Do domu. Jestem zmęczona. Poza tym chcę się wyspać. Jutro pojadę do Mystic Falls
- Już wracasz?
- Nie. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, a wzięłam rzeczy tylko na parę dni - złapała się drzewa, chroniąc się przed upadkiem.
- Może ja cię zaprowadzę. Sądzę, iż z twoim stanem nie powinnaś sama wracać - uśmiechnął się łobuzersko i złapawszy ją za rękę, w wampirzym tempie znaleźli się w samochodzie Pierwotnego, które ruszyło prosto do hotelu.
- Dokąd idziesz? - zapytał Klaus, kiedy chwycił ją za łokieć i zatrzymał.
- Do domu. Jestem zmęczona. Poza tym chcę się wyspać. Jutro pojadę do Mystic Falls
- Już wracasz?
- Nie. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, a wzięłam rzeczy tylko na parę dni - złapała się drzewa, chroniąc się przed upadkiem.
- Może ja cię zaprowadzę. Sądzę, iż z twoim stanem nie powinnaś sama wracać - uśmiechnął się łobuzersko i złapawszy ją za rękę, w wampirzym tempie znaleźli się w samochodzie Pierwotnego, które ruszyło prosto do hotelu.
*
Zaparkował. Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera. Caroline spała wtulona w fotel. Nie chcąc jej budzić, Klaus delikatnie i ostrożnie wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. Położył ją na łóżku, ściągając buty i przykrywając pościelą. Delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Dobranoc, Caroline - wyszeptał.
- Dobranoc, Caroline - wyszeptał.
__________________________________________________
Kolejny rozdział. Myślę, że dłuższy. W następnych odcinkach trochę coś "pomajsterkuję" pomiędzy Caro a Klausem :D
Może coś się wydarzy, może nie :P Śledźcie ich dalsze losy :)
CZYTASZ? = SKOMENTUJ!
Liczę na napływ opinii o moim blogu, jak i o nowych wpisach.
Komentujcie, polecajcie i czytajcie <3
Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)
Jeżeli macie jakieś pytania, zajrzyjcie w zakładkę "Kontakt" :)
Xoxo, Oliwia ♥